Te kilkudolarowe wahania od poziomu 50 dol. za baryłkę oznaczają, że inwestorzy dokładnie wybadali tak możliwości wzrostu, jak i granicę spadku.
Ceny ropy hamują przede wszystkim informacje o wzroście zapasów w USA. I to hamują skutecznie, zwłaszcza kiedy nie nadchodzi oczekiwany ich spadek. Dla tego surowca to komunikat równie ważny, jak dla miedzi dane dotyczące chińskiego popytu. Na razie jednak, o ile miedź może podrożeć, bo z Chin nadchodzą coraz pomyślniejsze informacje (np. w czwartek o kolejnym miesiącu wzrostu sprzedaży nowych aut), o tyle ropy jest tak dużo, że żadnych wybryków cenowych nie ma się co obawiać. Zresztą Międzynarodowa Agencja Energetyczna w piątek po raz kolejny ścięła swoją prognozę popytu.
Na coraz częstsze informacje dotyczące pojawiających się kolejnych oznak ożywienia gospodarczego reagują ceny złota. Już nikt nie zapowiada, że za uncję trzeba zapłacić powyżej tysiąca dolarów. Te czasy raczej szybko nie wrócą. Na razie ceny złota zatrzymały się poniżej 900 dol. za uncję (864 dol. w Tokio) i tak pozostanie jeszcze przez jakiś czas. Inwestorzy zdecydowanie wolą rządowe papiery niż złoto.
Nadchodzący tydzień na rynkach surowcowych będzie krótszy. Ale i tak nie ma co liczyć, że w środę (we wtorek większość giełd jeszcze będzie zamknięta) nagle inwestorzy rzucą się do kupowania lub wyprzedawania metali i ropy.
Czeka nas wyraźnie spokojny przednówek. Mocniejsze zwyżki są hamowane informacjami o rosnącym bezrobociu w USA.