Rząd przyjął w założeniach budżetowych na 2013 r. wyraźne przyspieszenie wzrostu płac. Przeciętnie w gospodarce mają wzrosnąć o 5,6 proc., a to oznacza, że realnie o 2,8 proc. Rząd szacuje przy tym, że w tym roku podwyżki wyprzedzą inflację o 0,9 proc. – Sytuacja na rynku pracy się komplikuje. Firmy obawiają się o rynki zbytu, a to oznacza, że w przyszłym roku będą bardzo ostrożnie podnosić płace. Raczej starają się, by wynagrodzenia w ich firmach nie straciły realnej wartości. Większych podwyżek nie ma i raczej nie będzie – przyznaje Artur Rozmus, szef Podkarpackiego Związku Pracodawców i prezes firmy Fotohurt SA. Podobnie uważają inni przedsiębiorcy i ekonomiści.
– Takie podwyżki to jedno z najbardziej optymistycznych rządowych założeń na przyszły rok – komentuje Wojciech Warski, ekspert BCC i prezes spółki internetowej SOFTEX DATA SA. Według przedsiębiorcy na wyższe niż inflacja podwyżki mogą liczyć tylko nieliczni pracownicy – specjaliści, których jest niewielu na rynku. – Ale nawet jeśli założymy, że rynek wynagrodzeń specjalistów w przyszłym roku zawyży dynamikę i wysokość podwyżek, to i tak nie uzyskamy szacowanych przez rząd prawie 3 proc. realnych zwyżek. Przedsiębiorca przypomina, że już teraz miesięczne podwyżki tylko nieznacznie wyprzedzają wzrost cen albo za nimi nie nadążają.
– Założenia rządu są niespójne, ponieważ 0,6-proc. tempo wzrostu płac będzie istotnie niższe od założeń przy bardzo umiarkowanym wzroście zatrudnienia, jakiego oczekuje rząd, a stopa bezrobocia wyniesie więcej niż założone 12,4 proc. Jeśli przyjęto by ostatecznie właśnie takie prognozy przy formułowaniu dochodów i wydatków państwa w ustawie budżetowej, wówczas prawdopodobnie rząd przeszacuje wpływy z tytułu podatków dochodowych oraz zaplanuje w przyszłym roku zbyt niskie wydatki na świadczenia społeczne z Funduszu Pracy – uważa Adam Czerniak, ekonomista Kredyt Banku. Jego zdaniem istnieje duże prawdopodobieństwo, że rząd tak jak rok wcześniej będzie korygował założenia makroekonomiczne. W czerwcu rok temu pierwsze przymiarki do budżetu na 2012 rok zakładały 4-proc. wzrost PKB, a ostatecznie w ustawie budżetowej zapisano 2,5 proc.
Maciej Reluga, główny ekonomista Banku Zachodniego WBK, uważa, że prognozy rządowe mieszczą się „w górnych granicach realności", ale sam przewiduje 4-proc. nominalny wzrost płac przy 2,5- proc. inflacji.
Małgorzata Starczewska- Krzysztoszek, główna ekonomistka PKPP Lewiatan, uważa, że realnie płace zaczną wyraźnie rosnąć, gdy znacząco poprawi się nie tylko wydajność pracy, ale także (o 10 proc.) sprzedaż w firmach. – Przyszły rok tego nie zapowiada – dodaje ekonomistka.