Unijni ministrowie finansów zaakceptowali wczoraj zwiększenie Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych (EFIS). Początkowo zaplanowany był do połowy 2018 r., teraz będzie mógł funkcjonować do końca 2020. Kwota udzielonych mu przez unijny budżet gwarancji wzrośnie z 16 mld do 26 mld euro, a wkład Europejskiego Banku Inwestycyjnego z 5 mld do 7,5 mld euro. Przez efekt dźwigni ma to pozwolić na sfinansowanie inwestycji wartych 500 mld euro w porównaniu z 315 mld euro w pierwotnym planie.
Projekty znad Wisły
Polska propozycję poparła. – Projekty z planu Junckera mają bezpośredni wpływ na inwestycje – powiedział wicepremier Mateusz Morawiecki. Do tej pory EFIS zaakceptował 11 polskich projektów za ponad 1 mld euro, co ma dać efekt wart 2,9 mld euro. Obejmują modernizację sieci elektroenergetycznej zarządzanej przez Tauron, modernizację pociągów Przewozów Regionalnych czy projekty komunalnego budownictwa mieszkaniowego w Poznaniu.
Ponadto w drugim segmencie EFSI, który obejmuje ramowe umowy z pośredniczącymi instytucjami finansującymi firmy małe i średnie, Polska ma zaakceptowanych pięć umów za 44 mln euro, co ma dać efekt inwestycyjny wart 700 mln euro. Pośrednikami są BGK, Idea Bank i Raiffeisen-Leasing Polska.
Rząd początkowo nie był zainteresowany EFSI, a jeszcze kilka miesięcy temu sekretarz stanu ds. europejskich wyrażał wątpliwość, czy warto popierać powiększenie Funduszu. Nastawienie się zmieniło, bo akceptowane są kolejne polskie projekty. Morawiecki poinformował, że w sumie rząd przesłał do analizy 47 projektów. Dodatkowo do zasad funkcjonowania EFSI wpisano konieczność lepszego geograficznego rozdziału pieniędzy, żeby nie przeważały projekty z Europy Zachodniej. Choć co do zasady wybór jest dokonywany przez ekspertów, bez wytycznych politycznych.
Komisja Europejska chwali się EFSI jako konkretnym instrumentem ożywiania europejskiej gospodarki. Do tego stopnia uważa to za sukces, że już planuje większe wykorzystanie takich instrumentów jak pożyczki i gwarancje. W nowym wieloletnim budżecie po 2020 r. miałyby one częściowo zastąpić dotacje, które obecnie finansują politykę spójności (dla biedniejszych państw UE), a także konkurencyjność gospodarki (dla krajów bardziej rozwiniętych).