– Nie przewidujemy ruchów podatkowych – zapewniła „Rz” wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska. – Pewnie będziemy musieli podnieść deficyt, ale jeszcze nie wiemy do jakiego poziomu.
Wiceminister dodała, że ostateczne decyzje w sprawie nowelizacji podejmie rząd 7 lipca. Wcześniej minister finansów Jacek Rostowski zapewniał, że nie zmieni poziomu deficytu zaplanowanego na ten rok na 18,2 mld zł. Jednak premier Donald Tusk nie wykluczał takiego ruchu. Ani resort finansów, ani rząd na razie nie wiedzą, jaka korekta będzie konieczna; do końca miesiąca zbierają informacje o wynikach rozliczeń PIT za 2008 r. oraz dane, jakich dochodów rząd może się spodziewać z podatków pośrednich i CIT.
Ekonomiści wyliczają, że przy zerowym wzroście gospodarczym tegoroczne dochody mogą wynieść 255 – 265 mld zł wobec 303 mld zł zapisanych w budżecie państwa. Dziura może więc sięgnąć 48 – 58 mld zł, uwzględniając jednak już przygotowane cięcia na 19 mld zł, może zabraknąć 29 – 39 mld zł. – Dochody podatkowe po pierwszych pięciu miesiącach roku są fatalne, ale może sytuacja się poprawi – mówi prof. Andrzej Wernik z Akademii Finansów. – W tej chwili podniósłbym deficyt o 10 mld zł i poczekał do listopada. Jeśli nadal będzie źle, rząd powinien drugi raz nowelizować budżet i zalegalizować aktualny deficyt.
[wyimek]10 mld zł – o tyle rząd może podnieść deficyt, ekonomiści nie wykluczają jednak drugiej nowelizacji[/wyimek]
Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, wyjaśnia, że tak naprawdę żadnych innych ruchów rząd nie może wykonać, bo wszelkie próby podniesienia podatków i tak zostałyby zawetowane przez prezydenta.