Polacy są przeciwni planom rządu, aby od stycznia 2010 r. podnieść u nas podatki – 66 proc. mówi zdecydowane "nie", kolejne 23 proc. – "raczej nie". Minister finansów Jacek Rostowski zapowiedział, że o tym, które obciążenia wzrosną i o ile, dowiemy się jesienią, jednak pytani przez GfK Polonia na zlecenie "Rz" podatnicy już dziś deklarują, że nie chcą żadnych podwyżek. Nie jest to bezpodstawne myślenie – w ramach naszej akcji "Stop wyższym podatkom" będziemy się starali pokazywać inne rozwiązania, które mogą ratować budżet w sposób mniej dotkliwy.
Czytelnikom "Rz" wtórują ekonomiści, zdaniem których to nie jest dobry czas na takie decyzje. – Podnoszenie podatków działa procyklicznie i wydłuża okres spowolnienia – wyjaśnia prof. Andrzej Wernik z Akademii Finansów. – Firmy ograniczą działalność i wstrzymają się z decyzjami o rozpoczęciu nowych inwestycji, wzrośnie bezrobocie, ludzie ograniczą konsumpcję.
Oczywiście najbardziej niechętni większym obciążeniom są najbiedniejsi – 79 proc. wśród osób zarabiających do 800 zł odpowiedziało nie podwyżkom.
Jeśli już miałoby jednak dojść do zwiększenia danin na rzecz państwa, to respondenci w trosce o dobro gospodarki – co było podkreślone w pytaniu – najszybciej podnieśliby je firmom – tak postąpiłoby 27 proc. Co ciekawe, w ponad połowie byli to ludzie młodzi, pomiędzy 20. a 29. rokiem życia. Tyle samo pytanych zadeklarowało też zgodę na wzrost akcyzy, jednak gdy spojrzymy na wiek badanych, w 63 proc. były to osoby pomiędzy 30. a 39. rokiem życia. 9 proc. badanych opowiedziało się za wzrostem PIT, 8 proc. zgodziłoby się na wzrost składki ubezpieczeniowej, 3 proc. – stawki VAT. Pozostali nie byli zdecydowani albo z góry odpowiadali: żaden.
Gdyby zaś mieli kierować się dobrem społeczeństwa, to również wytoczyliby działa przeciw przedsiębiorstwom – 24 proc. Niespełna jedna piąta zgodziłaby się na podniesienie podatków osobistych, a 16 proc. akcyzy. O dziwo wzrósł odsetek chętnych na wzrost składki rentowej – do 12 proc.