Porozumienie w tej sprawie osiągnęli w piątek ministrowie finansów krajów Unii. Potrzebna jest jeszcze aprobata ze strony Parlamentu Europejskiego, drugiej instytucji, która współdecyduje o kształcie budżetu. Negocjacje potrwają prawdopodobnie tradycyjnie do listopada.
Ze strony państw członkowskich wielkiego zainteresowania w piątek nie było – zjechało mniej niż połowa ministrów lub wiceministrów finansów (z Polski był wiceminister Jacek Dominik). Wyraźnie tym speszony szwedzki wiceminister Hans Lindblad, który przewodził obradom, przekonywał dziennikarzy, że nieobecni musieli mieć jakieś powody. Nie przyjechali, bo już wcześniej dyplomaci przygotowali główne punkty porozumienia.
Unijny budżet będzie mniejszy, niż zaproponowała Komisja Europejska. Przedstawiciele rządów państw członkowskich znaleźli oszczędności na kwotę 613 mln euro w zakresie zobowiązań i aż 1,795 mld euro, gdy chodzi o zaplanowane na przyszły rok wydatki. – Udało nam się zachować równowagę między koniecznymi z punktu widzenia kryzysu cięciami wydatków a zachowaniem finansowania priorytetów – mówił Lindblad.
Unia będzie miała do wydania 120,5 mld euro w gotówce. UE zaoszczędzi na administracji – nie będzie nowych etatów w 2010 r. ani w instytucjach centralnych, ani w licznych agencjach. Wyjątkiem są trzy nowo powstające agencje do spraw współpracy nadzorców w sektorze energetycznym oraz komunikacji elektronicznej, a także agencja zajmująca się zarządzaniem granicami Frontex z siedzibą w Warszawie.
Unijny budżet nie ma też żadnej rezerwy na wypadek wejścia w życie traktatu lizbońskiego. Ewentualnie nowo tworzone stanowiska, np. w unijnej dyplomacji, będą musiały zajmować osoby już zatrudnione dziś w instytucjach UE.