W przyszłym roku tylko na sfinansowanie wydatków sztywnych rząd będzie musiał dodatkowo znaleźć od 15 do 17 mld zł – wynika z wyliczeń sztabu antykryzysowego powołanego przez ”Rz”. Kwota ta może być wyższa, jeśli nie znajdą się źródła finansowania, chociażby w postaci pożyczek z międzynarodowych instytucji, np. na inwestycje.
Donald Tusk utrzymuje, że ma kilka pomysłów, jak pokryć niedobory. Wyciąga rękę po zysk z NBP, chce przyspieszyć prywatyzację i obciąć wydatki na zakup sprzętu wojskowego. Jeśli NBP nie pokaże zysku, a prezydent nie podpisze ustaw zwiększających podatki, będzie miał ogromny problem, aby utrzymać deficyt na tegorocznym poziomie 27,2 mld zł.
Przy 0,5-proc. wzroście PKB i 1-proc. inflacji nie ma co liczyć na wyraźny wzrost wpływów podatkowych. Wydatki zaś muszą wzrosnąć, bo to wynika z obowiązujących w Polsce ustaw.
Ekonomiści Mirosław Gronicki, Janusz Jankowiak i Krzysztof Rybiński wyliczają, że w 2010 r. do kasy państwa wpłynie nie więcej niż 230 – 235 mld. W tym roku, po nowelizacji rząd spodziewa się 231,1 mld zł. Wydatki zaś w stosunku do planowanych na ten rok 258,4 mld zł (bez środków z UE) wzrosną o co najmniej 15 – 17 mld zł. Ma to związek z obowiązkową indeksacją płac, waloryzacją świadczeń, rosnącymi dotacjami do FUS i KRUS oraz składką do UE. Rząd obiecał też, że pensje nauczycieli będą rosły szybciej niż innym pracownikom budżetówki. Wówczas więc deficyt musiałby wynieść 42,2 – 44,2 mld zł.
Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku, wyjaśnia, że gdyby rząd założył wzrost wydatków na obsługę długu i obronność na poziomie po 2 mld zł, czyli w sumie 4 mld zł, oraz ograniczył się tylko do waloryzacji rent i emerytur, wydatki sztywne mogłyby wzrosnąć o 10,7 mld zł. – Zakładając, że dochody podatkowe byłyby wyższe w porównaniu do spodziewanych w tym roku o 4 mld zł, a z kolei dochody niepodatkowe spadłyby o 6,5 mld zł, co wynika z obniżenia wpływów z dywidend i korzystnych różnic kursowych, to wydatki musiałyby wzrosnąć w odniesieniu do 2009 r. o 13,2 mld zł – wylicza Borowski.