Do 15 października projekt budżetu każdego państwa strefy euro ma być przesyłany do oceny Brukseli, zanim znajdzie się w parlamencie narodowym. Komisja Europejska rości sobie prawo do zaproponowania poprawek, jeśli uzna, że projekt zagraża stabilności strefy euro. Będzie także wysyłała do stolic narodowych specjalnych inspektorów – także bez uprzedzenia. Postuluje stworzenie niezależnych rad budżetowych, których prognozy będą wiążące dla ministrów finansów.
To najnowsze propozycje z przedstawionego w Brukseli pakietu wzmocnienia zarządzania gospodarczego w strefie euro. Zdaniem szefa KE obecny kryzys uzasadnia tak daleko idącą ingerencję unijnych instytucji w suwerenność państw narodowych. – Utrzymanie wspólnej waluty będzie trudne, a może nawet niemożliwe, bez wzmocnienia kontroli nad finansami poszczególnych krajów – oświadczył José Barroso.
Unia będzie mogła istotnie ingerować budżety krajów strefy euro
Krytycznie propozycję KE ocenia Raoul Ruppel, ekspert instytutu Open Europe. – Alternatywa: budżetowa integracja albo upadek euro, jest fałszywa – mówi ekspert i proponuje raczej reformy rynku pracy czy walkę z korupcją w takich krajach, jak Grecja czy Włochy. Również Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, uważa, że plan KE nie jest sposobem na kryzys. – Zapewne w wielu krajach pojawią się protesty, gdy będą przyjeżdżać urzędnicy z Brukseli i kontrolować lokalne budżety. Jest zdecydowanie za późno na unię fiskalną – uważa Rybiński.
Jednak dla wielu ekonomistów kontrola fiskalna ze strony Brukseli jest warunkiem przetrwania euro. – Pakt stabilizacji i wzrostu okazał się zbyt słaby. Strefa euro musi mieć mechanizm kontrolny, który daje pewność, że każdy kraj prowadzi poprawną politykę budżetową – mówi Benedicta Marzinotto z brukselskiego Instytutu Bruegla.