Wydatki ministerstw w 2013 roku zostaną prawdopodobnie zamrożone na poziomie tegorocznym. Tak wynika z korespondencji, jaką z poszczególnymi resortami prowadzi Ministerstwo Finansów – ustaliła „Rz". Biorąc pod uwagę inflację, oznaczałoby to, że ich wydatki realnie spadną.
Ludwik Kotecki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów, przyznaje, że założenia makroekonomiczne na przyszły rok zostaną obniżone w stosunku do obecnych, przewidujących m.in. 2,9-proc. wzrost PKB. Nie podaje jednak, do jakiego poziomu. – Przyspieszenia wzrostu względem tego roku raczej nie będzie – mówi Kotecki, ale zastrzega, że wzrost gospodarczy nie powinien być mniejszy niż 2 proc. PKB.
Jego zdaniem nawet jeśli nie udałoby się w tym roku obniżyć deficytu sektora finansów publicznych do zaplanowanych 2,9 proc. w stosunku do PKB i zatrzymałby się on na poziomie 3 proc. lub nawet nieco wyższym, to Komisja Europejska powinna zdjąć z nas procedurę nadmiernego deficytu. – Przy analizowaniu naszego deficytu Komisja uwzględnia koszty przeprowadzenia reformy emerytalnej – tłumaczy Ludwik Kotecki.
Podobnie uważa większość ekonomistów. Ich zdaniem deficyt sektora finansów publicznych zatrzyma się w tym roku na poziomie nieco wyższym niż 3 proc. PKB.
– Realizacja dochodów w budżecie centralnym szła słabo już w I połowie roku, gdy wzrost PKB był jeszcze całkiem solidny (wyższy niż wynikałoby z rządowego założenia dla całego roku) – zwraca uwagę Piotr Bujak, główny ekonomista banku Nordea. – W II połowie roku z realizacją dochodów podatkowych budżetu centralnego może być jeszcze trudniej. Dlatego cały deficyt finansów publicznych nie spadnie tak bardzo jak planował rząd – Dodaje Bujak. Jak przewiduje, rząd będzie oficjalnie podtrzymywał zamiar ograniczania deficytu w zakładanym dotychczas tempie i skali, ale w rzeczywistości będzie chciał nieco wydłużyć czas zmniejszania deficytu i w ten sposób wspomóc koniunkturę gospodarczą.