Dziś rząd zapozna się z informacją o sytuacji makroekonomicznej i stanie budżetu państwa przygotowaną przez resort finansów. Na jej podstawie podejmie decyzję o nowelizacji budżetu, która ma nastąpić w lipcu. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski powiedział wczoraj, że może zwołać w lipcu dodatkowe posiedzenie Sejmu poświęcone nowelizacji budżetu.
Minister finansów Jacek Rostowski powtarza, że deficyt budżetu nie będzie zwiększany, ale koalicja rządowa nie ma tu jednoznacznej opinii. Późnym wieczorem skończyło się spotkanie koalicjantów w tej sprawie. Politycy dziś mają ujawnić jego szczegóły.
Tymczasem uczestnicy innej wczorajszej debaty budżetowej zorganizowanej przez Business Centre Club, Polsat, Capital24 i Radio PiN uważają, że nie unikniemy wyższego deficytu finansów publicznych. W ich opinii może on sięgnąć nawet 8 proc. PKB, ale skala zależna jest od decyzji politycznych. Rząd zapewne będzie się starał wypchnąć jak najwięcej wydatków poza budżet, przez co doprowadzi do wzrostu deficytu sektora finansów publicznych, ale utrzyma w miarę niski deficyt budżetowy.
Najbardziej kontrowersyjne pomysły przedstawił doradca ekonomiczny prezydenta Ryszard Bugaj. – Nie wykluczyłbym przywrócenia 50-proc. stawki PIT, ale także zlikwidowałbym 19-proc. podatek liniowy, bo to nie jest zdrowa sytuacja, kiedy menedżerowie na intratnych kontraktach płacą tylko 19 proc. – mówił. Andrzej Rzońca z Forum Obywatelskiego Rozwoju proponował reformę wydatków sztywnych i reformy strukturalne. – Trzeba się podjąć ich przeprowadzenia, aby uzyskać korzyści za parę lat – wyjaśniał Rzońca.
Z kolei prof. Jerzy Osiatyński z PAN nie martwiłby się, gdyby rząd zaczął zwiększać wydatki, bo to generowałoby wyższe wpływy. – Stoimy przed alternatywą – czy wyższy deficyt będzie rezultatem kurczenia się produkcji, inwestycji i wpływów podatkowych, czy też wynikiem zwiększania zadłużenia, by uzyskać pieniądze na podtrzymanie produkcji i inwestycji – stwierdził.