Obsługą systemu dodatków wychowawczych, czyli 500 zł za dziecko na miesiąc, mają zająć się miejskie i gminne ośrodku pomocy społecznej. Na pokrycie kosztów ich nowego zadania samorządy mają dostać dotację celową – tak wynika z projektu ustawy o programie Rodzina 500+, który PiS przygotował jeszcze przed wyborami.
Ile wyniesie ta dotacje, jeszcze jednak nie wiadomo. – Dotychczas nie analizowaliśmy kosztów obsługi systemu – przyznaje Henryk Kowalczyk, minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. – Ale nie powinny być duże – zastrzega.
Jego zdaniem, może to być 1 proc. wartości wypłacanych świadczeń. Jeśli do rodzin z dziećmi miałoby trafić ok. 18,5 mld zł, jak szacuje PiS, to 1 proc. od tej kwoty daje 185 mln zł dodatkowych kosztów. – Nie sądzę, by potrzeba było więcej. Przecież już dziś ośrodki pomocy społecznej wypłacają różne świadczenia i dodatki. Sam byłem wójtem, wiem jak to działa – dodaje.
Wolnych mocy brak
Nie wszyscy jednak podzielają optymizm ministra Kowalczyka. – W ośrodkach pomocy nie ma wolnych mocy, by móc bezkosztowo obsłużyć dodatkową grupę beneficjentow –zauważa Marek Wójcik, samorządowiec, b. wiceminister administracji i cyfryzacji. – Potrzebni będą nowi urzędnicy – podkreśla. Ilu? To zależy od tego, jak bardzo skomplikowany będzie system. Jeśli prosty, to jeden urzędnik może "obsłużyć" 500-1000 interesantów. Jeśli bardziej złożony, to każdy urzędnik podała 100-200 osobom.
Przy założeniu, że po dodatki zgłosi się ponad 2,7 mln rodziców, potrzeba będzie od 2,7 tys. urzędników (koszt ich zatrudnienia i miejsca pracy to ok. 165 mln zł rocznie) do ponad 22 tys. (koszt 1,6 mld zł).