Niepokonany polski pięściarz, gdy pojawiła się szansa walki o mistrzowski tytuł, zrezygnował ze starcia z Albańczykiem Nurim Seferim, zakontraktowanego na 20 grudnia minionego roku w Nowym Dworze i rozpoczął przygotowania do pojedynku z Makabu. Pierwotny termin (18 stycznia) został jednak przesunięty, najpierw o tydzień, a teraz pojawił się kolejny – 31 stycznia.
Michał Cieślak zakończył już zgrupowania w Krynicy-Zdrój, wrócił do Warszawy, ale wciąż nie ma pewności, co go czeka.
– Nie mamy wiz, biletów, hotelu i, co najważniejsze, nie mamy kontraktu – mówi „Rzeczpospolitej" Tomasz Babiloński, promotor Cieślaka. – To wszystko, co się dzieje wokół tej walki, jest na wariackich papierach. Decyzję, co robić dalej, podejmiemy w najbliższych dniach. Boję się, by forma Michała nie uciekła, przygotowywał ją na 25 stycznia, a tu kolejna zmiana. Nie ukrywam, że z czymś podobnym nigdy się nie spotkałem, co więcej, nigdy nie słyszałem, by taka sytuacja miała miejsce – twierdzi Babiloński.
A stawką jest przecież mistrzowski pas WBC, wydawałoby się prestiżowej organizacji boksu zawodowego. Walki Makabu – Cieślak długo nie było w grafiku tej organizacji, nie informował o niej również branżowy boxrec.com. Co więcej, 88-letni Don King, od jesieni promotor Makabu twierdził, że nic nie wie o tym pojedynku, a ostatnio wystąpił nawet do WBC o unieważnienie statusu mistrzowskiego tego starcia, zakazując też kontaktów z osobami występującymi w imieniu pięściarza z Demokratycznej Republiki Konga.
Ostatecznie jednak w środę w Mexico City, w siedzibie WBC, doszło do spotkania Mauricio Sulaimana, szefa tej organizacji, z menedżerem Ilungi Makabu i prawnikami Dona Kinga, a z nim samym skontaktowano się telefonicznie. Ponoć wyjaśniono sporo kwestii spornych, ale czy wszystkie?