– W marcu odczuliśmy odpływ klientów, jedni tłumaczyli się kwestiami finansowymi, inni faktem, iż są teraz w domu, więc sami gotują. Kwiecień był dużo gorszy, niż zakładaliśmy w planach rocznych, ale spadki były mniejsze w okresie okołoświątecznym niż w poprzednich latach. To efekt spędzania Wielkanocy w domu, w wąskim gronie – mówi Magdalena Waga, dyrektor operacyjny Rukola Catering Dietetyczny.
Pojawiły się nowe wyzwania. – Wzrosły koszty zarówno z powodu cen surowców, jak i potrzebnych materiałów typu rękawiczki itp. Musieliśmy też zatrudnić dodatkowe osoby, aby zespoły mogły się zmieniać bez wzajemnego kontaktu i w ten sposób minimalizować ryzyko zachorowań w firmie – dodaje. Podkreśla, że firma wprowadziła promocje, ale nie chce walczyć o klienta tylko ceną. – Zresztą już widać na rynku firmy prowadzące taką strategię, z kateringiem sprzedawanym chyba poniżej kosztów, które otwarcie mówią, iż są na sprzedaż. Kryzys rynek uporządkuje – mówi.
– Zaraz po wybuchu epidemii i zamknięciu restauracji do zestawów dołączane były listy z apelami, by nie rezygnować z dostaw. Lojalnych klientów nagrodzono promocjami, ale to niejedyna zmiana. Widać też znacznie większą elastyczność firm, jeśli chodzi o indywidualne zmiany w jadłospisie. Kiedyś klient był za to obciążany opłatami, teraz częściej ich nie ma – mówi Piotr z Warszawy, klient kilku firm kateringu pudełkowego.
Porównywarka cateringów dietetycznych Dietly.pl podaje, że rynek zaczął otrząsać się z szoku po Wielkanocy. – O ile do świąt można było mówić o spadkach nawet do 50 proc. w wobec początku marca, to od 15 kwietnia rynek zaczyna rosnąć. Wprawdzie jeszcze mu brakuje, aby osiągnąć poziom sprzed epidemii, ale na ostatni dzień kwietnia sprzedaż jest już tylko o 18 proc. mniejsza w porównaniu z rekordami z początku marca – mówi Przemysław Skokowski, prezes Dietly.pl. – Zobaczymy, jak będzie to wyglądać, katering to usługa z wyższej półki, więc sporo zależy od ogólnej kondycji gospodarki.
– W marcu mieliśmy standardową liczbę zamówień, w pierwszej połowie kwietnia niewielki spadek. Po świętach liczba zamówień znów zaczęła rosnąć – mówi Jakub Kukuła, założyciel Kukuła Healthy Food. – Nie planujemy zwolnień. Pracujemy nad optymalizacją kosztów.
Ze względu na zamknięte kluby fitness w marcu została zawieszona jego działalność vendingowa: ponad 50 lodówek z gotowymi daniami. – Straty szacuję na ok. 200 tys. zł miesięcznie – mówi Kukuła, podkreślając, że od 4 maja rząd łagodzi obostrzenia, w maju więc liczba zamówień powinna wzrosnąć o 20–30 proc.