Niemieccy maszyniści sparaliżowali cały kraj. Żądają podwyżek i są nieustępliwi. Największy w historii strajk na kolei zaczął się w czwartek, a miał zakończyć w sobotę rano. Ale w kasie związku maszynistów leżą setki tysięcy euro, co pozwoliłoby im strajkować nawet do lutego 2008 roku.
Niemcy są zaszokowani rozmiarem strajku. Nie jeżdżą nie tylko pociągi pasażerskie, ale i towarowe, co kosztuje niemieckie firmy miliony. Ludzie tłoczą się na zakorkowanych autostradach i w nielicznych pociągach, które udało się kolei uruchomić. – Jak długo jeszcze? – pytają media, ale dwie trzecie Niemców wykazuje zrozumienie dla strajkujących. Inni są wściekli i bezsilni.
– Jechałam dziś do pracy dwie i pół godziny zamiast 40 minut, ale mimo to solidaryzuję się z maszynistami – przekonuje w rozmowie z nami jedna z pasażerek na głównym dworcu Berlina – Hauptbahnhof. To duma niemieckich kolei. Kosztował miliard euro i jest największym i najnowocześniejszym dworcem w Europie. Od dwóch dni świeci pustkami. Miejsca parkingowe zajęli strajkujący maszyniści. – Strajkujemy, bo chcemy godnie żyć – mówi 43-letni Gerhard. Nalega, aby jego nazwisko nie pojawiło się w prasie. Był maszynistą jeszcze w czasach NRD i wspomina, że zarabiał wtedy 1500 marek miesięcznie. – Dziś mam miesięcznie nie więcej niż 1400 euro. Szlag mnie trafia, gdy pomyślę, co za moją pensję mogłem kupić kiedyś, a co dzisiaj. Czas z tym skończyć – mówi gniewnie.
Gerhard jest jednym kilkunastu tysięcy maszynistów, którzy wypowiedzieli wojnę pracodawcy i nie zamierzają się poddać. Żądają 30-procentowej podwyżki. Kolej mogłaby to przełknąć, ale nie o pieniądze tu głównie chodzi, lecz o zasady.
– Nie możemy się zgodzić, aby jedna grupa zawodowa naszych pracowników trzymała w garści całą firmę – tłumaczy Hartmut Mehdorn, szef Deutsche Bahn, i zapowiada, że nie ustąpi. Ma poparcie kanclerz Angeli Merkel. – Ten taniec na linie musi się skończyć – ostrzega Wolfgang Tiefensee, minister transportu. Podobnego zdania jest nawet szef SPD Kurt Beck, mimo że socjaldemokraci robią ostatnio wiele, by odzyskać zaufanie związków zawodowych utracone w wyniku liberalnych reform za rządów Gerharda Schrödera. Politycy chcą okiełznać związek zawodowy maszynistów, ale nie wiedzą jak.