Kierowcom puszczają nerwy

Od trzech dni kierowcy tirów kilka razy na dobę blokują dojazd do przejścia granicznego w Dorohusku. Wielu wyczerpuje się paliwo i jedzenie. A końca protestu celników nie widać

Aktualizacja: 28.01.2008 11:52 Publikacja: 28.01.2008 02:46

Kierowcom puszczają nerwy

Foto: Reuters

– Nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że przez nasze przejście ktoś przewiózł np. dwa czołgi. Kontrola to fikcja i ogranicza się do wbijania pieczątek. Tutaj, w Dorohusku, jest jedna wielka dziura w granicy – mówi „Rz” jeden z najbardziej doświadczonych celników pracujących na polsko-ukraińskim przejściu w Dorohusku.

Funkcjonariusze, których pracę obserwowaliśmy w weekend, nie chcą podawać nazwisk. Nie zgadzają się też na zdjęcia. Boją się, że niezadowoleni z odprawy podróżni „odwdzięczą” się za wielogodzinne czekanie.

Z 27 celników wpisanych w grafik w Dorohusku od kilku dni w pracy pojawia się najwyżej siedmiu. Reszta choruje lub jest na urlopach. W nocy z piątku na sobotę pracował jeden. O mały włos nie doszło do buntu kierowców samochodów osobowych. Po 12-godzinnej służbie kierownik zmiany dowiedział się, że nie ma zmienników. Koledzy zachorowali lub wzięli urlop na żądanie. – Zostałem sam. Mogłem zamknąć przejście i pojechać do domu, ale czułem, że kierowcy samochodów osobowych by nie wytrzymali. Wyszedłem na terminal i zabrałem się do odprawy. Miałem 146 aut – opowiada „Rz”.

Funkcjonariusze domagają się m.in. 1,5 tys. zł podwyżki i prawa do wcześniejszej emerytury, która przysługuje służbom mundurowym (np. kolegom ze Straży Granicznej na tym samym przejściu). Celnik z niespełna pięcioletnim stażem i wyższym wykształceniem zarabia w Dorohusku 1400 zł na rękę. Jak zaczynał służbę, myślał, że złapał Pana Boga za nogi. – Pracę trzeba szanować. Nawet tę, która po dwóch godzinach zamienia się w orkę i sprawia, że czuję się zgnojony. Przez państwo – mówi kierownik zmiany.

Chwilę potem mocno wciska czapkę na głowę i truchtem biegnie na odprawę samochodów osobowych. Przemytników nie brakuje, ale kiedy na zmianie jest siedem osób, liczy się tempo. A ono sprzyja łamaniu prawa. Doświadczony celnik mówi „Rz”, że sam się boi obecnej sytuacji. – Bo równie łatwo jest wręczyć i przyjąć łapówkę, jak pomówić funkcjonariusza o korupcję. Zarzuty zwykle ograniczają się do ogólnych stwierdzeń: „za przyśpieszanie kontroli, wspólnie i w porozumieniu z kolegami ze zmiany, przyjął kwotę nie mniejszą niż”. A teraz to co my tu niby mamy? Każdego prawie bez żadnej kontroli puszczamy. Więc tak na dobrą sprawę każda zmiana to potencjalna zorganizowana grupa przestępcza.

W Dorohusku przez cały weekend sytuacja była bardzo nerwowa. Kierowcy nie wytrzymywali i co jakiś czas blokowali dojazd do przejścia. Wczoraj z tego powodu do pracy nie dojechało kilku celników. Na poranną zmianę punktualnie dotarło tylko dwóch funkcjonariuszy. Kolejka tirów kończyła się kilkanaście kilometrów przed Chełmem. Stało w niej ponad 1000 ciężarówek. Kierowcy czekają w niej nawet cztery doby. Tak jak Jacek Wenda z podwarszawskich Łomianek. Samochód załadował w środę po południu, a po kilku godzinach był już na granicy. Od tego momentu do przodu porusza się żółwim tempem. Mówi, że jest na skraju wytrzymałości. – Celnicy traktują nas jak bydło. A my tak samo jak oni mamy rodziny, chcemy normalnie żyć i pracować – denerwuje się. Nie wie, kiedy dotrze z towarem do Kijowa, a potem z powrotem do Polski. – Godzinę śpię, budzę się i parę metrów podjeżdżam. Oszaleć można – skarży się.

W nocy z piątku na sobotę na przejściu w Dorohusku pracował jeden celnik

Jakby tego było mało, w sobotę w nocy wichura spowodowała awarię prądu na przejściu. Na dwie godziny wstrzymano przebiegającą i tak bardzo wolno odprawę tirów. Wszystko dlatego, że zajmował się tym jeden celnik. Musiał zważyć ciężarówkę, w razie potrzeby ją zrewidować, sprawdzić dokumenty, wprowadzić informacje o pojeździe do systemu komputerowego, i jeśli wszystko jest w porządku – dopuścić do wyjazdu. Wczoraj odprawa jednego tylko auta trwała kilka godzin.

Kierowcy coraz częściej denerwują się także na dziennikarzy. – W radiu na okrągło powtarzają, że w Dorohusku czeka się 70 godzin! Dwa razy tyle stoimy! – złości się Tomasz Czepielewski, który od czwartku czeka w kolejce. Do przejścia zostały mu cztery kilometry.

– W tym tempie to kolejne dwa dni – twierdzi. Nie daje się przekonać, że to oficjalne dane od rzecznika Izby Celnej w Białej Podlaskiej. Marzena Siemieniuk powiedziała w niedzielę „Rz”, że także 70 godzin trzeba czekać w Koroszczynie na granicy z Białorusią. Tam wczoraj pracowało dziesięciu funkcjonariuszy. W Hrebennem pięciokilometrowa kolejka od kilku dni wprawdzie nie rośnie, ale i tak na wyjazd z Polski trzeba poczekać przynajmniej 30 godzin.

Igor Bekar z Ukrainy w kolejce do przejścia w Dorohusku stoi już tydzień – najpierw trzy dni po stronie ukraińskiej. – Tam była przynajmniej kuchnia polowa, herbata, woda dla każdego. A tutaj w końcu się zlitowali i zupę o północy rozwozili. Tylko że mało komu w nocy, w taki deszcz i zimno chciało się wychylać z kabiny – mówi.

Pokazuje kilka dwuzłotówek. Ostatni grosz. Kawałkiem kiełbasy podzieli się z kolegą, który ma z kolei trochę makaronu. Igor nie wie, czy wystarczy mu ropy do granicy.

– Stanę w szczerym polu i co? Kto pomoże? – rozkłada ręce. – Może szef wyśle pomoc, pieniądze? – zastanawia się kierowca z Polski. – Jak wasz rząd nie może sobie poradzić z tym bałaganem, to co tu mój szef zdziała? – odpowiada Ukrainiec. – Nasza Julia toby tutaj porządek zaprowadziła w mig.

– Nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że przez nasze przejście ktoś przewiózł np. dwa czołgi. Kontrola to fikcja i ogranicza się do wbijania pieczątek. Tutaj, w Dorohusku, jest jedna wielka dziura w granicy – mówi „Rz” jeden z najbardziej doświadczonych celników pracujących na polsko-ukraińskim przejściu w Dorohusku.

Funkcjonariusze, których pracę obserwowaliśmy w weekend, nie chcą podawać nazwisk. Nie zgadzają się też na zdjęcia. Boją się, że niezadowoleni z odprawy podróżni „odwdzięczą” się za wielogodzinne czekanie.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Biznes
Amerykanie bez TikToka. Apple i Google usuwają aplikację ze swoich sklepów
Biznes
Przenieśli produkcję z Polski do Niemiec i Rumunii. Grupowe zwolnienia na Pomorzu
Biznes
Państwowa agencja chce przejąć dawną spółkę Marka Falenty
Biznes
Totalizator Sportowy ma nowego prezesa. Została nim była podsekretarz stanu w MSZ
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Biznes
Polski potentat meblarski rozważa przejęcia za granicą. Kto jest na celowniku?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego