Poleje się krew – tak widzi najbliższą przyszłość branży Michael O'Leary, prezes Ryanaira, największej taniej linii lotniczej na świecie. Spowolnienie wzrostu gospodarczego na świecie, wysokie ceny paliw – to wszystko będzie miało negatywny wpływ na kondycję przewoźników.
Linie już tną koszty, odmawiając np. podwyżek pracownikom. W niektórych przypadkach, głównie w USA, odbierają kosztowne przywileje niektórym pasażerom, w innych, tu prym wiedzie Europa, rozpieszczają ich jeszcze bardziej. – Recesja przyniesie godzinę prawdy – straszy O'Leary. British Airways już odczuwa cięcie kosztów w londyńskim City, bo bankierzy przesiadają się z klasy biznes do ekonomicznej.– Staramy się jak najlepiej dostosować nasze taryfy do potrzeb klientów – ujawnia Ursula Silling, odpowiedzialna za sprzedaż i marketing wiceprezes Brussels Airlines. Jej zdaniem coraz mniej podróżnych kupujących bilet klasy biznes czeka na kieliszek szampana, chcą mieć natomiast jak największą elastyczność związaną np. z terminem wylotu.
Temel Kotil, prezes Turkish Airlines, duże nadzieje wiąże z członkostwem linii w sojuszu Star Alliance. – Zawsze nowy przewoźnik na tym korzysta – przekonuje "Rz". Turkish zostanie przyjęty do Stara nie później niż w tej połowie roku. – Poza tym receptą są nowe samoloty i lepszy serwis, zwłaszcza na tych trasach, na których konkurencja jest ostra, na przykład do Warszawy – mówi Kotil.
Tyle że z nowymi samolotami są kłopoty. – Naszą sytuację pogarsza opóźnienie przez Boeinga dostaw dreamlinerów, a mieliśmy być pierwszą linią, która je otrzyma. Chcieliśmy nimi obsługiwać połączenia olimpijskie do Chin. Nie uda się – mówi prezes All Nippon Airways Mineo Yamamoto. Prezes ANA nie ukrywa, że w sytuacji zagrożenia recesją w USA nie planuje rozwoju na tym kontynencie. – Rynek musi na siebie zarobić – mówi. – Będziemy za to znacznie bardziej dbać o pasażerów na naszych europejskich trasach – do Frankfurtu, Londynu i Paryża. A rozwiniemy się w Azji, bo i Azja szybko się rozwija. Połowa naszego wzrostu i zysków pochodzi z tras do Chin. Połączenie do Bombaju w Indiach obsługujemy mniejszymi maszynami, ale za to wyłącznie z miejscami w klasie biznes. To się opłaca. Linie lotnicze wiele czasu spędzają w powietrzu, ale pieniądze liczymy na ziemi – mówi Yamamoto.
– Dzięki Bogu za silne euro. Gdyby waluta europejska była słaba, mielibyśmy kłopoty. Na szczęście większość opłat lotniczych, podatków płacimy w dolarach, podobnie za paliwo. A większość wpływów jest w euro – cieszy się prezes Austrian Airlines Alfred Oetsch. Dlatego może planować wzmocnienie linii na tych rynkach, na których już są silne. Przekonuje, że taki model biznesowy nie jest wrażliwy na spowolnienie gospodarcze. – Niektóre połączenia długodystansowe trzeba będzie zredukować. Z takiego punktu przesiadkowego, jakim jest Wiedeń, opłaca się latać do Pekinu, Bombaju, Tokio i Bangkoku. To wszystko, co przynosi zysk. Zależy nam na jakości usług, a nie na masowości. Będziemy jeszcze bardziej dbać o pasażerów. Jeden z nowych programów to obdarowywanie voucherami zniżkowymi z okazji urodzin wszystkich pasażerów zarejestrowanych na stronie internetowej AA. Staramy się coraz bardziej dbać o pasażerów – tłumaczy Oetsch.