To nasz szósty kredytobiorca pod względem wielkości udzielonych kredytów. Tylko w ubiegłym roku pożyczyliśmy Polsce 2,5 mld euro. Na razie w ścisłej czołówce są Niemcy i Hiszpania oraz Włochy, za nimi Francja i Wielka Brytania.
Czy sądzi pan, że firmy i lokalne władze w nowych krajach członkowskich wiedzą dostatecznie dużo na temat działań EBI, aby skorzystać z tego źródła finansowania?
Obawiam się, że zbyt mało. I rzeczywiście, w Hiszpanii i Włoszech o EBI wie się znacznie więcej. Tam mamy wyjątkowo dużo programów, tak w sektorze prywatnym, jak i publicznym. W nowych krajach niesłusznie uważa się, że finansujemy jedynie projekty realizowane z pieniędzy państwa.
Czy w Polsce EBI wykorzystuje nowatorskie instrumenty finansowe, np. dzielenie ryzyka z Komisją Europejską?
To właśnie dotyczy projektów badawczych i innowacyjnych, gdzie łączymy pieniądze z unijnego budżetu i środki z naszego zysku. Jak wiadomo, badania mają to do siebie, że mogą przynieść spektakularne wyniki, jak i zakończyć się niepowodzeniem. Nie będzie jednak sukcesów, jeśli się nie zaryzykuje. My jednak jesteśmy w stanie sfinansować projekty przedstawione przez średniej wielkości firmy, które normalnie nie miałyby szans na dostęp do naszych pieniędzy. Dla nas najważniejsze jest, żeby projekt był interesujący. Ten instrument został wprowadzony w ubiegłym roku i skorzystały z niego firmy niemieckie, hiszpańskie. Niedawno zgłosiła się pierwsza firma francuska. Teraz przyszła kolej na Polskę. Drugi instrument finansowy jest przeznaczony dla projektów Partnerstwa Publiczno-Prywatnego, projektów infrastrukturalnych, a konkretnie dla budowy autostrad. Jak wiadomo, pierwszy rok działania autostrad zazwyczaj przynosi straty, bo natężenie ruchu nie jest takie, jak wcześniej oczekiwano. Nasze pieniądze są po to, by ten trudny rok przetrwać.
Czy EBI wspiera projekty związane z Euro 2012 na Ukrainie i w Polsce?