Konkretów potwierdzających pogląd, że Polska traktowana jest w Brukseli mniej pobłażliwie niż inne kraje, nie słychać. Mimo to z wolna zaczyna być on traktowany niemal jak pewnik. Przyjrzeliśmy się więc, jak inni w przeszłości spierali się z unijnymi urzędnikami w sprawach stoczniowych, i co z tego wynikło.
[srodtytul]Bremer Vulkan – przerwany sen o potędze[/srodtytul]
Najczęściej przywoływanym przykładem taryfy ulgowej stosowanej przez Komisję Europejską są stocznie wschodnioniemieckie. Kilka tych zakładów stało się w latach 90. częścią grupy Bremer Vulkan zatrudniającej ok. 23 tys. osób. Głównym jej udziałowcem było miasto Brema, które udzielało grupie pożyczek obrotowych. Na początku lat 90. BV realizował śmiały plan ekspansji, kupując spółki różnych branż, np. producentów obrabiarek i elektroniki, a także kolejne wschodnioniemieckie stocznie, mimo że przemysł stoczniowy już odczuwał negatywne skutki rosnącej konkurencji na Dalekim Wschodzie. Zarząd firmy bez trudu uzyskał zgodę na centralne zarządzanie pieniędzmi z subsydiów na rekonstrukcję stoczni byłej NRD. Dzięki temu do BV trafiło na preferencyjnych zasadach (umożliwiających szybką restrukturyzację) 586 mln dol., przyznanych tym zakładom w 1992 r. przez Komisję Europejską.
Bomba wybuchła cztery lata później, kiedy Bruksela zażądała zwrotu pokaźnej części tej kwoty – 415 mln dol., dowodząc, że nie trafiła do zakładów w byłej NRD, lecz przeznaczono ją na operacje firmy w zachodnich Niemczech. Stoczniowa grupa była już wówczas w tarapatach. Strategia zakupów nierentownych spółek się nie sprawdziła. Pod koniec 1995 r. straty BV sięgały 540 mln dol., dług wobec banków – blisko 1 mld dol. Jedynym wyjściem było ogłoszenie upadłości. W sierpniu 1997 r. Bremer Vulkan przestał istnieć. Trzy wschodnioniemieckie stocznie przejęła w zarząd państwowa agencja do zadań związanych ze zjednoczeniem Niemiec. Dopiero wówczas Komisja Europejska zgodziła się, by dwie spośród nich: Schiffswerft i Volkswerft, dostały kolejną pomoc publiczną w łącznej wysokości 728 mln marek. Uratowało je to przed bankructwem. Przeciw udzieleniu subwencji protestowały Francja i Włochy – wygasały właśnie dotychczasowe, dość liberalne przepisy o dopłatach do statków przyjęte przez kraje OECD. Pomógł przypadek: USA nie ratyfikowały na czas nowych reguł zakazujących pomocy państwa dla stoczni, więc stare przedłużono na kolejny rok.W pułapkę przepisów, które uratowały od bankructwa dwie wschodnioniemieckie stocznie, wpadła natomiast francuska Ateliers et Chantiers du Havre. W 1998 r. Komisja Europejska nakazała jej zwrot 1,8 mld franków pomocy publicznej, zarzucając Francji dziesięciokrotne przekroczenie limitu dopłat do produkcji statków – które wówczas nie mogły być wyższe niż 9 proc. udzielonych przez stocznie zamówień. Zakład w Hawrze zakończył produkcję. Powstała na jego gruzach stocznia remontowa Soreni też otrzymała w 2004 r. nakaz zwrotu ponad 4 mln euro przyznanych na restrukturyzację (KE argumentowała, że taka pomoc nie należy się nowemu przedsiębiorstwu).
[srodtytul]Izar, czylifeniks z popiołów[/srodtytul]