Komisja Europejska, nauczona przerwami w dostawach gazu przez Gazprom, chce uniezależnić Unię od kaprysów producentów. – Zamierzamy zmniejszyć zależność Unii od importu – powiedział wczoraj przewodniczący KE Jose Barroso. Promowana będzie efektywność energetyczna i proekologiczne rozwiązania. Polskiemu rządowi zależy, aby nie odbiły się na cenach energii elektrycznej w Polsce.
Sytuacja energetyczna UE na razie jest niewesoła. Unia importuje ponad połowę potrzebnej energii i paliw. Import gazu sięga 63 proc. Największym dostawcą jest Rosja. Taki model polityki energetycznej jest drogi (import kosztuje średnio 700 euro na obywatela UE rocznie) i niebezpieczny. Aż osiem państw członkowskich 100 proc. swojego gazu czerpie od pojedynczego dostawcy. Zmniejszeniu zależności od rosyjskiego gazu służyć mają projekty budowy rurociągów z regionu Morza Kaspijskiego i Bliskiego Wschodu. Komisja Europejska chce również rozwoju sieci elektroenergetycznej na wybrzeżu Morza Północnego, co zapewniłoby dostawy energii wytwarzanej przez morskie platformy wiatrowe.
[wyimek]700 euro rocznie na obywatela kosztuje Unię Europejską import energii i surowców energetycznych [/wyimek]
Gdyby w przypadku pojedynczych krajów te inwestycje nie wystarczyły, na pomoc mieliby przyjść partnerzy z UE. Dzisiaj Unia rusza na pomoc, gdy zagrożone jest 20 proc. dostaw dla całej Wspólnoty. Teraz ten próg miałby zostać obniżony.
– Gdy Rosja odcięła dostawy w czasie kryzysu ukraińskiego, dotkniętych było siedem państw UE i aż 10 proc. importu. A i tak nie dało się uruchomić mechanizmu solidarności – mówi „Rz” ekspert Komisji.