Dla General Motors, Forda i Chryslera pomoc finansowa państwa oznacza być albo nie być. I nie ma wątpliwości, że wcześniej czy później ją otrzymają. Tyle że jeśli Chrysler i GM nie dostaną wsparcia natychmiast, to do końca roku mogą się stać bankrutami.
Wielka trójka z Detroit wyliczyła, że łącznie potrzebuje 34 mld dol. To mało w porównaniu z sektorem finansowym, który państwo ratuje kwotą 700 mld dol., ale i tak budzi sprzeciwy republikanów. Producenci aut sugerują by na pomoc bezpośrednią dla motoryzacji przeznaczyć 25 mld dol, które wcześniej miały wesprzeć proekologiczne przekształcenia w branży.
[wyimek]Ford produkował więcej aut, niż był w stanie sprzedać, dlatego musiał ciąć ceny, co z kolei przyniosło straty.[/wyimek]
W piątek prezydent George W. Bush, który kilka tygodni temu naciskał na jak najszybsze wypłaty dla banków, po raz kolejny odmówił wydzielenia z uchwalonego już pakietu pieniędzy dla motoryzacji. Doszło do tego, że demokraci zwrócili się bezpośrednio do Baracka Obamy, aby zajął bardziej aktywne stanowisko w tej sprawie.
Prezesi trzech koncernów: Rick Wagoner z GM, Alan Mullaly z Forda i Bob Nardelli z Chryslera, też przeszli gwałtowną przemianę. Mullaly i Wagoner przyznali, że w swym zarządzaniu firmami popełnili błędy. Przestali już podróżować prywatnymi odrzutowcami i jeżdżą – także na przesłuchania do Waszyngtonu – autami hybrydowymi produkowanymi przez własne koncerny.