Minister obrony narodowej właśnie podpisał decyzję budżetową na 2009 rok. Potwierdza ona plan drastycznych oszczędności w całym resorcie. Prezesi firm zbrojeniowych nie mogą się jednak doczekać kiedy wojsko poinformuje o skreśleniu konkretnych zamówień w poszczególnych zakładach. Napięcie w przedsiębiorstwach sięga więc zenitu.
- Dopiero gdy dostaniemy na papierze resortowy wyrok, spróbujemy oszacować zagrożenie dla firmy i podejmiemy działania obronne - mówi Leszek Pawłowski prezes warszawskiego Radwaru, firmy z grupy Bumar. Zamówienia na amunicję i systemy rakietowe ze skarżyskiego Mesko, MON ujęło w kontraktach wieloletnich. - Mieliśmy dostarczyć w 2009 r. środki bojowe warte setek milionów złotych, już wiadomo, że będziemy ofiarą cięć. Ale na potrzeby zakontraktowanej produkcji Mesko zamówiło za granicą i u krajowych kooperantów niezbędne komponenty - mówi Piotr Mazurek prezes Zakładów Metalowych.
Amunicyjna spółka poniosła koszty. - Rząd zapowiedział renegocjowanie umów, ale nie wykluczam, że najtrudniejsze kwestie rozliczeniowe mogą się skończyć w sądzie - uprzedza prezes Meska. Gdyński Radmor też zamówił pod wieloletnie kontrakty importowane części do radiostacji. Na realizację niektórych zamówień zagraniczni producenci każą czekać nawet rok, więc wydaliśmy spore pieniądze - przyznaje Andrzej Synowiecki prezes Radmoru. Armia podpisała z gdyńską firmą wieloletni kontrakt - w 2009 r. wart ok. 30 mln zł. - Czekam na wezwanie do renegocjowania umowy, ale do sądu przeciw MON nie pójdę - zastrzega prezes Synowiecki.
Szarpana konfliktami i pogrążająca się w zapaści Huta Stalowa Wola ma nadzieję obronić przynajmniej wielomilionowe zamówienia na haubice i wyrzutnie rakietowe Langusta. - Dopóki MON nie przyśle zawiadomienia o zmianach w kontrakcie na piśmie, prace idą pełną parą, także w biurach konstrukcyjnych - mówi szef Centrum Produkcji Wojskowej HSW Antoni Rusinek.
Sławomira Kułakowskiego prezesa Polskiej Izby Producentów na Rzecz Obronności Kraju, samorządu, skupiającego 150 firm niepokoi, że resort obrony szykuje cięcia w zaciszu gabinetów Sztabu Generalnego, a nie konsultuje ich z przemysłem. - Może wówczas skuteczniej udałoby się zminimalizować ich ekonomiczne i biznesowe skutki dla konkretnych firm - pyta Kułakowski.