Reklama

Poparzeni górnicy trafią do ośrodków w całej Polsce

Wśród ofiar wypadku na Śląsku jest 15 ciężko poparzonych górników. Część trafiła już do Ośrodka Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Pozostali będą przewożeni śmigłowcami Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do innych ośrodków w kraju

Aktualizacja: 18.09.2009 17:10 Publikacja: 18.09.2009 16:00

Takich ośrodków mamy pięć: w Siemianowicach Śląskich, w Gryficach, w Łęcznej, Poznaniu i w Nowej Soli. - W sumie wiemy o dziesięciu wolnym miejscach we wszystkich ośrodkach. Na nasz oddział intensywenej opieki trafi trzech górników w ciężkim stanie - mówi dr Andrzej Krajewski, ordynator Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń w Gryficach.

Dodaje, że poparzeni pacjenci najpierw trafiają do najbliższego szpitala specjalistycznego, gdzie ich życie jest zabezpieczane - są podłączeni do respiratora, podawane im są płyny. W ciągu doby powinni trafić do specjalistycznego ośrodka leczenia oparzeń. – Normalnie chorzy przewożeni są do nas w kilku, nawet dwunastu godzin. Kilkugodzinne oczekiwanie nie ma wpływu na przewidywane efekty leczenia - mówi dr Krajewski.

Takie leczenie jest bardzo drogie - kosztuje nawet kilka tysięcy dziennie. Mniej poparzeni pacjenci także powinni trafić do specjalistycznego ośrodka, ale nie muszą leżeć na oddziale intensywnej terapii. – Jesteśmy gotowi także takich rannych z wypadku kopalni przyjąć - mówi Krajewski. Także oni powinni trafić pod opiekę specjalistów od leczenia oparzeń w ciągu doby.

Krajewski nie chciał się wypowiadać o rokowaniach dotyczących stanu zdrowia rannych górników. – W naszej dziedzinie medycyny nie można powiedzieć po kilku dniach, że kryzys minął. Zdarza się, że leczymy chorego po kilka tygodni - mówi. Dodaje, że chorzy z 30-40 procentowym poparzeniem ciała, jeśli są prawidłowo leczeni, powinni przeżyć wypadek. Jeśli oparzenia są rozleglejsze, np. 60-70 proc. ciała, to szansa na przeżycie wynosi około 50 procent. – To wciąż nie jest mało. Leczymy pacjenta i oczekujemy, że wyjdzie z trudnej sytuacji - mówi Krajewski.

[srodtytul]Helikoptery ratują rannych górników [/srodtytul]

Reklama
Reklama

W akcji po wypadku w kopalni uczestniczy pięć śmigłowców: z Gliwic, Wrocławia, Krakowa, Kielc i Warszawy Zawiadomienie o tym, że do ratowania rannych będą potrzebne helikoptery przyszło od dyspozytora pogotowia w Rudzie Śląskiej. – Zachował się bardzo odpowiedzialnie. Nie wszyscy dyspozytorzy mają zakodowane, że do katastrofy, szczególnie katastrofy masowej, można wezwać śmigłowiec - mówi Justyna Wojteczek, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Pierwszy śmigłowiec był na miejscu zdarzenia po dziesięciu minutach, lot z Warszawy trwa godzinę. Śmigłowce mają m.in. przewozić poparzonych w wypadku górników do innych specjalistycznych ośrodków leczenia oparzeń w całym kraju. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe ma umowy z takimi ośrodkami - codziennie zgłaszają mu one, ile wolnych miejsc mają na oddziałach intensywnej terapii. Chory powinien trafić na specjalistyczny oddział najpóźniej w ciągu doby od poparzenia. Potem jego szanse na przeżycie maleją.

Biznes
Ostrzeżenie szefa NATO, eksport polskich kosmetyków i cła Meksyku na Chiny
Biznes
Nowa Jałta, czyli nieznane szczegóły planu Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Biznes
MacKenzie Scott rozdaje majątek. Była żona Bezosa przekazała ponad 7 mld dolarów
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Biznes
Bruksela pod presją, kredyty Polaków i bariery handlowe w UE
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama