Takich ośrodków mamy pięć: w Siemianowicach Śląskich, w Gryficach, w Łęcznej, Poznaniu i w Nowej Soli. - W sumie wiemy o dziesięciu wolnym miejscach we wszystkich ośrodkach. Na nasz oddział intensywenej opieki trafi trzech górników w ciężkim stanie - mówi dr Andrzej Krajewski, ordynator Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń w Gryficach.
Dodaje, że poparzeni pacjenci najpierw trafiają do najbliższego szpitala specjalistycznego, gdzie ich życie jest zabezpieczane - są podłączeni do respiratora, podawane im są płyny. W ciągu doby powinni trafić do specjalistycznego ośrodka leczenia oparzeń. – Normalnie chorzy przewożeni są do nas w kilku, nawet dwunastu godzin. Kilkugodzinne oczekiwanie nie ma wpływu na przewidywane efekty leczenia - mówi dr Krajewski.
Takie leczenie jest bardzo drogie - kosztuje nawet kilka tysięcy dziennie. Mniej poparzeni pacjenci także powinni trafić do specjalistycznego ośrodka, ale nie muszą leżeć na oddziale intensywnej terapii. – Jesteśmy gotowi także takich rannych z wypadku kopalni przyjąć - mówi Krajewski. Także oni powinni trafić pod opiekę specjalistów od leczenia oparzeń w ciągu doby.
Krajewski nie chciał się wypowiadać o rokowaniach dotyczących stanu zdrowia rannych górników. – W naszej dziedzinie medycyny nie można powiedzieć po kilku dniach, że kryzys minął. Zdarza się, że leczymy chorego po kilka tygodni - mówi. Dodaje, że chorzy z 30-40 procentowym poparzeniem ciała, jeśli są prawidłowo leczeni, powinni przeżyć wypadek. Jeśli oparzenia są rozleglejsze, np. 60-70 proc. ciała, to szansa na przeżycie wynosi około 50 procent. – To wciąż nie jest mało. Leczymy pacjenta i oczekujemy, że wyjdzie z trudnej sytuacji - mówi Krajewski.
[srodtytul]Helikoptery ratują rannych górników [/srodtytul]