Z badań przeprowadzanych w czasach koronawirusa wynika, że martwimy się teraz o swoje zdrowie, ale jeszcze częściej obawiamy się negatywnych skutków ekonomicznych pandemii. W międzynarodowym sondażu McCann Worldgroup, który pod koniec marca objął 20 państw, Polska wyróżniała się dużą, aż 29-proc., liczbą badanych deklarujących obawy przed utratą pracy. Baliśmy się tego znacznie bardziej niż Włosi i Francuzi (17 proc.) czy Hiszpanie, w których koronawirus uderzył znacznie mocniej niż w nas.
Jak ocenia Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora w Polskim Instytucie Ekonomicznym, znaczący wpływ na nasze lęki przed bezrobociem może mieć duży udział pracowników zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych i terminowych (jesteśmy tu w unijnej czołówce), z którymi firmy mogą się rozstać stosunkowo łatwo i bez kosztów związanych z odprawami.
Dodatkowo niepokój pracowników mogły też zwiększać wyniki pierwszych, nagłaśnianych mocno w mediach sondaży wśród przedsiębiorców, w których większość zapowiadała cięcia zatrudnienia, i to sięgające często 20–50 proc. Otuchy nie dodawali – i nadal nie dodają – ekonomiści i eksperci rynku pracy, według których czeka nas duża fala zwolnień. Tym cenniejsze są więc deklaracje znanych przedsiębiorców, którzy zapewniają w wywiadach, że zrobią wszystko, by utrzymać miejsca pracy.
Test lidera
Najdalej idącą deklarację złożył Igor Klaja, prezes spółki OTCF, właściciela znanej marki odzieżowej 4F, który na antenie Polsat News zapowiedział, że jego firma nie zwolni z powodu epidemii koronawirusa ani jednego pracownika.
Ostatnie badania rynkowe i dane Ministerstwa Rozwoju wskazują, że po pierwszej fali szoku wywołanego pandemią wielu pracodawców stara się za wszelką cenę utrzymać miejsca pracy. Do połowy kwietnia firmy złożyły 13,1 tys. wniosków dotyczących dofinansowania do wynagrodzeń w okresie przestoju ekonomicznego, obniżonego wymiaru czasu pracy i 40,3 tys. wniosków o świadczenia postojowe dla umów cywilnoprawnych.