W maju międzynarodowy koncern AstraZeneca zaczął dystrybuować leki w Polsce bezpośrednio do aptek, pomijając hurtowników.
GIF zaczął badać sprawę dystrybucji bezpośredniej po skargach części hurtowników, ale też właścicieli aptek. Zarzucają oni koncernowi, że po wprowadzeniu nowego systemu niektórzy mają ograniczony dostęp do leków – w tym refundowanych.
– Model dystrybucji, jaki przyjął koncern, może się sprawdzać tam, gdzie funkcjonują rozbudowane sieci aptek, ale nie w Polsce, gdzie rynek jest mocno rozdrobniony – uważa Grzegorz Kucharewicz, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Aptekarze wskazują na różne zagrożenia i niedogodności związane z nowym modelem sprzedaży. Przede wszystkim na fakt, że opóźniają się dostawy zamówionych leków do niektórych aptek. O ile wcześniej hurtownicy byli w stanie przywieźć zamówiony preparat w ciągu kilku godzin, o tyle teraz, w przypadku leków AstraZeneki, trzeba czekać na dostawę co najmniej jeden dzień.
Poza tym AstraZeneca wystawia osobną fakturę aptece, a aptekarze obawiają się, że jeżeli większa liczba producentów pójdzie tą drogą, to utoną w powodzi papierków. Nieoficjalnie aptekarze mówią o tym, że po wprowadzeniu bezpośrednich dostaw spadły ich marże.