Wiadomo, że dla wielu osób samochód to nie tylko środek transportu, ale też sposób na dowartościowanie się lub nawet podkreślenie własnej osobowości. Być może z tego powodu w wielu krajach przechodzących transformację rynkową tak wielkim powodzeniem cieszą się wszelkiej maści sedany, czyli auta z wyraźnie oddzielonym bagażnikiem, szczególnie te tanie, które za relatywnie niewielkie pieniądze mogą udawać prestiżową limuzynę. Z sedanami jest jednak pewien kłopot – choć może wyglądają elegancko, są bardzo niepraktyczne. Szczególnie, gdy mają pełnić funkcję auta rodzinnego.
Bo niby jak zapakować stos walizek i toreb do kufra z niedużym otworem załadunkowym i pokrywą, która ogranicza przestrzeń już na wysokości okien? Nie da się! Nie ma też szans na umieszczenie w takim bagażniku dużych przedmiotów, ot, choćby telewizora. Rozwiązaniem podobnych kłopotów transportowych są oczywiście minivany lub modne od dłuższego czasu miejskie „terenówki”. Prawda jest jednak taka, że zwykle to auta dość drogie. Można jednak prościej i taniej. Wystarczy wybrać model, który występuje w wersji kombi. O ile w USA będzie z tym problem (tam ostatnio modne są pojazdy 4x4 lub hybrydowe), o tyle w Europie na szczęście nadal można przebierać w całej gamie kombi: małych i dużych, drogich i tanich, szybkich i oszczędnych.
Co jednak ciekawe, to właśnie USA jest kolebką aut kombi, które jeszcze przed drugą wojną światową nazywały się tam „station wagon” i początkowo miały nadwozia w całości lub tylko w tylnej części wykonane z drewna. Z tą technologią był pewien problem: deski, nawet odpowiednio przygotowane, nie były idealnym materiałem. W konsekwencji trzeba było je konserwować, a trzymające je śruby często dokręcać. Cóż, takie były pionierskie czasy motoryzacji... Ciekawostką jest to, że mimo tych niedogodności nie brakło osób, które odnalazły w tamtych samochodach swoisty urok. Do dziś zresztą, głównie w USA, istnieją kluby miłośników tych drewnianych kombi, zwanych również „woodies”.
Po wojnie nadwozia wykonywano już głównie ze stali, a ich kształt coraz bardziej przypominał współczesne auta, choć oczywiście początkowo jedynie w zarysie, bo przecież wielkie, amerykańskie pojazdy z czasów krążowników szos miały zupełnie inny charakter i zgoła odmienne gabaryty. Zresztą dziś w USA kombi praktycznie nie istnieją. Wyparły je wielkie SUV-y oraz minivany, które stały się modne w USA ponad dwie dekady temu i mimo kryzysów paliwowego i finansowego Amerykanie bynajmniej nie zamierzają zrezygnować z tych paliwożernych pojazdów. W Europie zaś nie zachowała się nawet nazwa tamtych przerośniętych kombi. Już od wielu lat każdy producent samochodów określa je odmiennie, zgodnie z pomysłami swoich speców od marketingu. W Audi jest to „avant”, w Alfy Romeo – „sport wagon”, w Citroënie – „break”, a w BMW – „touring”.
Europejscy producenci prowadzą też odmienną politykę, jeśli chodzi o dostępność wersji kombi. Przed laty najmniejsze w tym gronie były samochody kompaktowe, takie jak Ford Escort. Dziś pojazdów o tym funkcjonalnym rodzaju nadwozia jest o wiele więcej, a te najmniejsze zbudowane są na bazie niedużych miejskich aut.