– Szacujemy, że w 2010 r. wartość rynku kinowego wyniesie około 700 mln zł – mówi Maciej Bobrowski, szef działu analiz Domu Maklerskiego BDM. W jego ocenie przyszły rok może przynieść nawet kilkunastoprocentowy wzrost, do około 800 mln zł. To znaczy, że będziemy bić rekord z 2009 r., gdy na bilety na seanse kinowe (bez festiwali, transmisji sportowych i innych) wydaliśmy około 680 mln zł.
W 2010 r. wzrost wydatków na bilety do kin to przede wszystkim rezultat upowszechnienia seansów 3D, o 25 proc. droższych niż tradycyjne pokazy filmów. W tym roku do kin chodziliśmy jednak rzadziej niż w poprzednim. W przyszłym roku, za sprawą bogatej oferty hollywoodzkich produkcji w trójwymiarowej technologii, popularność filmów 3D jeszcze wzrośnie. Podobnie jak średnia cena biletu do kina i przychody największych graczy: Cinema City, Multikina i Heliosa.
– Spodziewam się, że wartość rynku będzie rosła także za sprawą podwyżek cen na tradycyjne seanse. Przepaść między cenami tych biletów a wejściówkami na filmy 3D będzie malała. Ale na pewno nie za sprawą obniżek tych ostatnich – prognozuje Piotr Zygo, prezes Multikina. – Nie podjęliśmy jeszcze decyzji w sprawie cen – mówi Mooky Greidinger, prezes Cinema City. Tylko Tomasz Jagiełło, prezes Heliosa, zapewnia, że kina cen nie podniosą.
Operatorzy liczą, że poprawi się frekwencja. Na wzrost widowni są duże szanse chociażby dlatego, że 2011 rok ma więcej weekendów i nie będzie w nim mistrzostw świata w piłce nożnej, które w tym roku zatrzymały kibiców w domach. Pamiętać też trzeba, że wyniki 2010 roku są słabsze w dużym stopniu także za sprawą kwietniowej żałoby narodowej.
Operatorzy liczą, że 2011 rok będzie dla nich dobry również ze względu na atrakcyjną ofertę filmową, w tym wiele dobrych polskich produkcji, których w tym roku było niewiele. A to właśnie rodzime kino – „Śluby panieńskie” Filipa Bajona – należało w 2010 r. do hitów. Film zgromadził około miliona widzów.