Tyle że czołówka to porty znacznie od warszawskiego większe. Nasze lotnisko słynęło z tego, że czas oczekiwania był jednym z najdłuższych. Inicjatywa przewoźnika i portu jest chwalebna. I nie wymaga wielkich nakładów inwestycyjnych – w dużej mierze tylko lepszego zorganizowania pracy. Dlaczego w takim razie dopiero teraz obie strony się do tego zabrały?
Od lat kolejni prezesi LOT skarżyli się, że są na lotnisku traktowani jak ubogi krewny. Kolejni dyrektorzy warszawskiego Okęcia zapowiadali stworzenie lotniska przesiadkowego. Obie strony zdawały się zapominać o tym, że dla dobra własnego i swoich klientów muszą współpracować. Wygląda na to, że kolejni szefowie znaleźli wreszcie wspólny język. LOT ma dzięki inicjatywie pozyskać nowych klientów. Zwiększyć mają się też przychody spółki zarządzającej lotniskiem.