Główny lekarz sanitarny Rosji Giennadij Oniszczenko jeszcze w styczniu groził przed blokadą importu ukraińskiej żywności. Wczoraj słowa dotrzymał: embargo zostało nałożone na ukraiński ser.
Oniszczenko mówił, że zakaz dotyczy producentów, którzy „odmówili współpracy z Rosją dotyczącej jakości produkcji". Narzekał, że „im częściej nabiał z Ukrainy trafiający na rosyjski rynek jest badany, tym więcej jest do niego zastrzeżeń". Prosił producentów ukraińskich, by nie nazywali importowanych serów „serami, lecz produktami seropodobnymi", a przy okazji obniżyli ich cenę o co najmniej 30 procent.
W Kijowie sprawa została uznana za prowokację, tym bardziej że oficjalnej dokumentacji z Rosji dotyczącej złej jakości sera nikt nie otrzymał. Ukraińscy urzędnicy ostrzegają, że skierują sprawę do sądu. Chcą zwrócić się o pomoc do międzynarodowych ekspertów.
Rosja jest kluczowym odbiorcą ukraińskiej produkcji mlecznej. Co roku Rosjanie zjadali 60 tysięcy ton sera z Ukrainy. – Niektórzy nasi serowarzy rzeczywiście mogli nie przestrzegać wymogów, ale to nie dotyczy towaru na eksport, a w szczególności do Rosji – tłumaczyła Iryna Nazarewycz z Ukraińskiej Federacji Konsumentów.
Ser trafiający na eksport był badany w ukraińskich laboratoriach. Premier Mykoła Azarow odwiedzał mleczarnie. Mówił, że rosyjscy serowarzy „muszą się jeszcze postarać, by dogonić ukraińską produkcję".