To siódma europejska linia lotnicza, która w tym roku ogłosiła bankructwo. Od września zniknie kolejna: brytyjska BMI Baby – niskokosztowy przewoźnik British Midland, którego nikt nie chciał kupić od Lufthansy. Liczba utraconych miejsc pracy w europejskim lotnictwie sięgnęła już 10 tysięcy, przy tym
Lufthansa w ostatnią środę ogłosiła zwolnienie 3,5 tys. pracowników administracyjnych. Gorsze wyniki ma także SAS, który w I kwartale podwoił zeszłoroczną stratę. To wszystko jest efektem bardzo drogiego paliwa lotniczego – w pierwszym kwartale wydatki na paliwo stanowiły 40 proc. wydatków stałych w lotnictwie, niezadawalające wypełnienie samolotów i wyraźne spowolnienie gospodarcze, które spowoduje spadek popytu w podróżach lotniczych.
W efekcie analitycy zapowiadają: bilety lotnicze podrożeją, a na rynku będzie więcej przejęć niż do tej pory.
– Taka sytuacja nie jest korzystna dla podróżujących, ale nieuchronna ze względu na dobro przewoźników. Od recesji w roku 2009 ceny biletów lotniczych wzrosły o 20 proc., w tym roku pójdą w górę o dalsze 5 proc. – mówi Vaughn Cordle, analityk rynku lotniczego z Airline Forecasts. Do tego doszły wyższe podatki, opłaty solidarnościowe, za ekologię bądź nieudolność w zarządzaniu przez władze lotnisk (np londyńskie Heathrow).
Linie oszczędzają, nie tylko tnąc zatrudnienie, ale i zamykając niedochodowe trasy bądź też zmniejszając częstotliwość rejsów na mniej atrakcyjnych kierunkach. Vaughn Cordle nie ukrywa, że oczekiwał takiego rozwoju sytuacji. – Linie lotnicze muszą przerzucić swoją uwagę z walki o rynki na wyniki finansowe – mówi Cordle. – Dzisiaj na świecie jest zbyt dużo linii lotniczych – dodaje. I zapowiada dalszą konsolidację na rynku.