Amerykańska branża handlowa spodziewa się w sklepach aż 147 mln klientów. To mniej niż rok temu, kiedy w czarny piątek oraz weekend po nim zakupy robiło 152 mln osób, ale oczekiwania są spore. Według organizacji handlowców National Retail Federation w tym roku wydatki świąteczne mają wynieść 586,1 mld dol., czyli 4,1 proc. więcej niż rok temu.
Konsumenci nie zawodzą. Jak podał serwis 10News, pod sklepem Best Buy (największy na świecie sprzedawca elektroniki) w kalifornijskim El Cajon klienci ustawiali się tydzień wcześniej. – Chcę mieć pewność, że będę mogła wybierać z najlepszych ofert – mówi Rhiannon Buckingham. Rok temu stanęła w kolejce we wtorek poprzedzający czarny piątek i była siedemnasta, a najtańszych telewizorów było tylko 15.
Namiot pod sklepem
W niektórych miastach, np. w stanie Ohio, ochrona nie pozwalała ustawiać się w kolejce tak wcześnie. Firmy argumentowały, że oczekujący – często z namiotami – zakłócają pracę sklepu. Nie zniechęcała ich ani niska temperatura, ani deszcz. To pokazuje, że czarny piątek to nie tylko polowanie na okazje, ale sposób na biznes.
– Zbieram zamówienia od osób, które nie mają czasu na kolejki. Oczywiście z prowizją – mówił w telewizji WKYC Damon Henderson. Inni kupione okazyjnie towary sprzedają przez Internet. Wystający w kolejkach zgromadzili już kilka dni wcześniej kwoty na zakupy – nawet po 50 tys. dol. Trudno uwierzyć, że całą kwotę chcą przeznaczyć na obdarowanie nie tylko najbliższej, ale również dalszej rodziny.
Ten dzień to zakupowe szaleństwo, z którym w Polsce mamy do czynienia jedynie sporadycznie przy okazji otwarć nowych sklepów sieci z elektroniką czy – ostatnio – także dyskontów. Tymczasem w USA nagminnie pod naciskiem wielotysięcznych tłumów pękają witryny, a w sklepach odbywają się regularne bitwy. Widok mężczyzn po pięćdziesiątce płaczących, ponieważ zabrakło dla nich towarów, jest jednak nadal zaskakujący. Wiele organizacji co roku apeluje, aby robić tego dnia cokolwiek innego, tylko nie wybierać się do sklepu. Sądząc po doświadczeniach z poprzednich lat, można się spodziewać, że i tym razem większość konsumentów apele zignoruje.