Stowarzyszenie Polska Wódka – Polish Vodka Association (PVA) – oficjalnie podziękowało wczoraj na konferencji prasowej Siergiejowi Ławrowowi za wywołanie tematu polskiej wódki na arenie międzynarodowej. Kilka dni temu, po wręczeniu mu dwóch ziemniaków przez Johna Kerry'ego, szefa Departamentu Stanu USA, powiedział, że wódkę z nich robi się już tylko w Polsce, a Rosjanie wykorzystywali ziemniaki za czasów Związku Radzieckiego.
O sprawie napisał dziennik „The Washington Post". Do dyskusji włączył się też minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który miał okazję przekonać się, że szefowi rosyjskiej dyplomacji smakuje wódka z Polski.
Zamieszanie wywołane przez Ławrowa to przypadkowy prezent z okazji pierwszej rocznicy wejścia w życie znowelizowanej definicji polskiej wódki. Zgodnie z nią nazywać się tak może alkohol produkowany z krajowych ziemniaków, a także żyta, pszenicy, jęczmienia, owsa i pszenżyta. Cała produkcja musi odbywać się w Polsce.
W reakcji na nowe prawo PVA przygotowało znak Polska wódka – produkt zgodny z definicją. Przeznaczony jest dla wódek spełniających wymogi definicji. System jest otwarty dla wszystkich producentów, ale na razie tylko firma Pernod Ricard Polska umieszcza logo na swoich wódkach, m.in. na Wyborowej. Dopiero w planach mają to spółki Koneser oraz Akwawit-Polmos.
– Niestety liczba firm nie jest duża – mówi „Rz" Andrzej Szumowski, prezes PVA i członek zarządu Pernod Ricard Polska. – Jednak definicja polskiej wódki weszła w życie zaledwie rok temu, a nasze stowarzyszenie działa na rzecz jej promocji od 2007 r. Scotch Whisky Association, które uczyniło z whisky wizytówkę Szkocji na całym świecie, istnieje od ponad 100 lat . Krótki okres obowiązywania nowych przepisów to nie jedyny powód małego odzewu producentów. – Nadal większość wódek produkowanych w Polsce nie spełnia wymogów definicji i nie może posługiwać się nazwą polska wódka. Do ich produkcji wykorzystywana jest często kukurydza lub tańszy spirytus z importu np. z Białorusi i Ukrainy – przyznaje Andrzej Szumowski.