108 mln dol. kary zgodził się zapłacić Hewlett-Packard za korumpowanie urzędników w Polsce, Rosji i Meksyku. Kwota jest znacznie większa, niż wcześniej spekulowano (mówiło się o 10 mln dol.), bo i dowody winy są bezsporne.
Informatyczny gigant, jak ustalili amerykańscy śledczy (korzystali m.in. z materiałów dostarczonych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne), stworzył całą wewnętrzną strukturę (tajne konta, sieć spółek zależnych, podwójną księgowość), którą wykorzystywał do przekupywania lokalnych urzędników. Przedstawiciele HP, kontaktując się z nimi, posługiwali się anonimowymi skrzynkami e-mailowymi, używali telefonów na karty pre-paid, a łapówki przekazywali gotówką.
5,1 mld dolarów zysku netto wypracował w poprzednim roku Hewlett-Packard
„Współpraca" HP z Andrzejem M., byłym dyrektorem Centrum Projektów Informatycznych (CPI; jednostka w imieniu b. MSWiA odpowiadała za główne projekty IT w administracji publicznej) i głównym oskarżonym w sprawie tzw. Infoafery, rozpoczęła się jednak od wycieczki do San Francisco, którą koncern w październiku 2006 r., wspólnie z „inną międzynarodową korporacją" (zapewne chodzi o IBM, którego pracownik, podobnie jak i Andrzej M., również został zatrzymany), zafundował dyrektorowi CPI. W jej trakcie urzędnik zwiedził też Las Vegas, a zapraszający płacili za wszystkie jego rachunki.
Po powrocie zza oceanu HP zaczęło wygrywać większość postępowań na dostawę infrastruktury informatycznej i usług IT, w tym dla polskiej policji. Śledczy ustalili, że koncern płacił w postaci łapówki Andrzejowi M. 1,2 proc. wartości każdego kontraktu netto. Pieniądze przekazywane były gotówką w trakcie „przypadkowych" spotkań, m.in. na parkingu lotniska Okęcie. Łącznie do 2010 r. główny oskarżony w Infoaferze przyjął od HP 600 tys. dol. gotówką i prezenty rzeczowe (głównie elektronikę) o wartości 30 tys. dol. W ten sposób amerykański gigant zapłacił za kontrakty o łącznej wartości 60 mln dol., które realizował na rzecz Komendy Głównej Policji.