Dzięki temu, że m.in. takie instytucje jak brytyjski bank Barclays czy amerykańskie giganty JPMorgan Chase oraz Morgan Stanley rezygnują z operacji na niektórych rynkach surowców ich ceny poruszają się niezależnie od tego co dzieje się na giełdach akcji. Korelacja między notowaniami akcji spółek amerykańskich a cenami kukurydzy, bydła czy pszenicy w styczniu 2014 r. spadła do poniżej 0,05 wobec 0,3 w 2008 r. wskazują analizy Davida Bicchetti i Nicolasa Maystre z UNCTAD.
W okresie ostatnich 12 lat banki, fundusze hedgingowe i inne instytucje finansowe ostro zaangażowały się w operacje na rynkach fizycznych surowców i instrumentów pochodnych z nimi powiązanych potęgując wzrost cen wszystkiego - od miedzi do ropy naftowej których podaż przed recesją 2008 r. była niewystarczająca. Z powodu obecnego exodusu rynek kontraktów terminowych powraca do swojej pierwotnej roli, czyli metody zabezpieczania się rolników, kopalń i innych firm działających w surowcowym biznesie przed zmianami cen.
- Teraz wracamy do sytuacji w której tylko podaż i popyt zapewniają nam bardziej realne ceny i - mam nadzieję - lepszą zdolność przewidywania – powiedział Richard Nelson, główny strateg firmy brokerskiej Allemdale i doradca w McHenry.
Jednocześnie słabszy związek z akcjami zwiększa atrakcyjność surowców jako sposobu zróżnicowania ekspozycji, wskazują analitycy Citigroup.
W pierwszym kwartale 2014 r. surowce spisywały się lepiej niż obligacje i akcje, co zdarzyło się po raz pierwszy od 2008 r. W okresie następnych 12 miesięcy az 54 proc. inwestorów ankietowanych przez Barclaysa planuje zwiększenie udziału surowców w portfelach. Rok wcześniej ten odsetek wynosił 27 proc. - Surowce znowu trzeba traktować poważnie - nie mają wątpliwości analitycy Citigroup.