Według niedawno opublikowanych badań spada aktywność zagraniczna polskich firm. W ciągu roku odsetek tych, które prowadzą działalność na rynkach międzynarodowych, spadł z blisko 40 do 32 proc. Z czego to wynika?
Dla mnie takie wiadomości są zaskakujące, bo sam postrzegam klimat inwestycyjny na zagranicznych rynkach jako bardzo optymistyczny. Najlepszym wskaźnikiem koniunktury jest liczba rozpoczętych projektów budowlanych, potężnych dźwigów. Z tej perspektywy Stany Zjednoczone czy Bliski Wschód rysują się bardzo dobrze. Skąd bierze się ostrożność lub nawet pesymizm wśród polskich firm? Może za bardzo skupiają się na rynkach zachodnioeuropejskich? To błąd, bo na tle świata – Afryki, Ameryki Południowej – zachodnia Europa rzeczywiście tkwi w marazmie.
Jesteście symbolem udanej ekspansji. Gdzie Inglot dzisiaj generuje najwięcej obrotów?
Czołówka to szeroko pojęty Bliski Wschód, a dokładnie Dubaj, Katar, Arabia Saudyjska, Abu Zabi, Kuwejt i Bahrajn. Te rynki znajdują się pod opieką jednego partnera franczyzowego, co do którego mogę zdecydowanie powiedzieć, że reprezentuje najwyższą światową klasę. Spodziewam się w tym regionie dalszych, znaczących zwyżek – do wystawy EXPO, która ma tam się odbyć w 2020 r., liczba naszych sklepów zwiększy się z obecnych 50 do 150, a nawet 200. Teraz kolejne sklepy Inglot otwierają się tam średnio co dwa, trzy tygodnie.
Do końca roku chcemy mieć ok. 510 sklepów, a w 2015 r. zamierzamy otworzyć kolejnych 60–75 placówek