Socjolog obnaża mechanizmy TikToka. W grze są duże pieniądze

Reklama, dane i młodzi użytkownicy – Dominik Batorski, socjolog i data scientist, obnaża mechanizmy TikToka. I podkreśla: W grze są duże pieniądze.

Publikacja: 26.06.2025 04:33

Dominik Batorski, socjolog i data scientist

Dominik Batorski, socjolog i data scientist

Foto: mat. pras.

Dziewczynki w wieku 7–14 lat spędzają średnio prawie dwie doby miesięcznie, aktywnie korzystając z TikToka. Z badań internetu przeprowadzonych przez PBI/Gemius wynika, że w sumie ponad 2 mln użytkowników tej platformy w Polsce to właśnie dzieci między 7. a 14. rokiem życia. To blisko 65 proc. tej grupy wiekowej. Te dane zatrważają. Trzeba bić na alarm?

Zdecydowanie. Od lat przyglądam się statystykom TikToka w Polsce i dotychczas około 11, a teraz już nawet 12 mln osób w naszym kraju regularnie używa tej platformy. Średni czas korzystania na użytkownika wynosił dotąd około 24 godzin miesięcznie, ale teraz, gdy przyjrzymy się tym danym w rozbiciu na kategorie wiekowe, widać wyraźnie, że to tak naprawdę dzieci i młodzież w największym stopniu „wyrabiają” te godziny.

Faktycznie, w przypadku dziewczynek, jak wynikało z badań, jest to blisko 48 godzin miesięcznie. Musimy pamiętać, że jest to średnia, czyli są tam dzieci, które pewnie korzystają sporo mniej, ale też i takie korzystające dużo, dużo więcej. Mediapanel zbiera dane z urządzeń, z ruchu w sieci, więc są to wiarygodne informacje. Oczywiście, mogą pojawić się jakieś błędy w oszacowaniu, bo to nie są statystyki tego, co sam TikTok widzi.

A co widzi TikTok?

Zbiera on ogromne ilości danych o zarejestrowanych użytkownikach i jak twierdzi, na platformie są użytkownicy 13+. W świetle danych z badania Mediapanel jest to bardzo wątpliwe, pokazały one bowiem, że użytkowników do 14. roku życia jest ponad 2 mln, tymczasem w Polsce osób w wieku 13–14 lat jest łącznie ok. 800 tys. Zatem i tak mamy do czynienia z grupą przynajmniej 1,2 mln jeszcze młodszych dzieci korzystających z TikToka. Te rozbieżności mogą wynikać z faktu, że prawdopodobnie dzieci na etapie rejestracji konta podają wyższy wiek. I tyle. A TikTok tego nie weryfikuje.

Czytaj więcej

Czas uważnie przyjrzeć się soszjalom

Z raportu „Internet dzieci”, przygotowanego przez Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, wynika, że 58 proc. dzieci w wieku 7–12 lat korzysta z mediów społecznościowych, mimo że są one formalnie przeznaczone dla osób powyżej 13. roku życia. Co państwo, rodzice, my jako społeczeństwo powinniśmy zrobić, by skutecznie egzekwować te przepisy i ograniczyć ten dostęp?

Wydaje mi się, że, po pierwsze, należy więcej wymagać od samych platform. Mamy bowiem dziś do czynienia z sytuacją, kiedy platformy – nie tylko TikTok, ale także YouTube, Instagram, a nawet Facebook – nie przestrzegają przepisów. Właściwie wszystkie te firmy coś tam niby robią. Meta ma algorytmy do szacowania wieku użytkowników i podobno pojawiają się pytania o weryfikację tożsamości, ale szczerze mówiąc, nie znam przypadków, żeby to się komuś zdarzyło. Państwo powinno przymusić te firmy do respektowania reguł, a jeśli któraś tego nie robi, powinna dostać finansową karę. Ale nie sądzę, żeby to rozwiązało cały problem.

Bo nie ma narzędzi, które są w stanie skutecznie identyfikować niepełnoletnich użytkowników?

Nawet nie to. Z perspektywy platform jest to bowiem możliwe, zbierają one przecież gigantyczną ilość danych, więc przybliżony wiek użytkownika może być wnioskowany na podstawie jego zachowań.

A więc co?

Problemem jest to, że nie możemy mieć specjalnego zaufania, że te mechanizmy zadziałają dobrze. Platformy nie mają bowiem istotnej motywacji do tego, żeby to rzeczywiście było skuteczne.

Chodzi oczywiście o pieniądze?

Tak, to kwestie wyświetlania reklam i „przywiązywania” użytkowników. To mocne bodźce do tego, żeby tego problemu porządnie nie załatwiać. Biorąc pod uwagę dane dotyczące TikToka, gdzie dorośli korzystają niedużo, a tak naprawdę to dzieci wyrabiają znaczącą część tego czasu spędzanego przez wszystkich użytkowników na platformie, mówimy zatem o potężnej grupie odbiorców. Bez dużych kar finansowych, na poziomie europejskim, trudno spodziewać się, że platformy dostosują się do wymogów. Ale potrzebne są znacznie szersze działania.

Czytaj więcej

Europa pójdzie w ślady Australii ws. zakazu mediów społecznościowych dla nastolatków?

Prezydent Francji Emmanuel Macron zaczął naciskać, by UE wdrożyła zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla osób poniżej 15. roku życia, a jeśli się to nie uda, zapowiedział, że Francja przyjmie takie regulacje na poziomie krajowym. W ub.r. Australia, po emocjonalnej debacie publicznej, zatwierdziła taki zakaz dla internautów poniżej 16. roku życia. Dania, która przejmuje 1 lipca od Polski półroczne przewodnictwo w Radzie UE, już ogłosiła, że ochrona nieletnich w sieci będzie jednym z jej priorytetów. Zresztą kwestii tej ma zostać poświęcone całe posiedzenie ministrów cyfryzacji państw UE, zaplanowane na 9–10 października.

I bardzo dobrze, że pojawiają się takie inicjatywy. Zdecydowanie powinniśmy myśleć, w jaki sposób ten problem rozwiązać. Jak popatrzymy na Chiny, tam dzieci i młodzież mają bardzo ograniczone możliwości korzystania z różnego rodzaju gier i serwisów społecznościowych. To ograniczenia godzinowe, np. określony czas w tygodniu i tylko określone godziny w ciągu dnia, kiedy można z nich korzystać. A więc te restrykcje są duże. Co więcej, chińska wersja TikToka, która nazywa się Douyin, choć ma te same funkcjonalności, różni się treściami od tego, co widzimy np. w Europie. I to znacząco. Są to bardzo często materiały edukacyjne, popularnonaukowe, a więc to trochę inny serwis, bo treści, które pojawiają się u nas na TikToku, są kompletnie inne. Łagodnie mówiąc, daleko im do materiałów popularnonaukowych.

Jakiś czas temu Lego przeprowadziło badania, w ramach których pytano dzieci w wieku 8–13 lat, kim chcą być w przyszłości. W Chinach najpopularniejszą odpowiedzią było bycie kosmonautą, natomiast w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – influencerem czy youtuberem. Jak widać, kwestia tego, z jakimi treściami te dzieci na tych platformach mają kontakt, sporo zmienia.

Bycie influencerem może się wydawać niczym złym, ale – jak pokazują badania – jest to „zawód” o niskim szacunku społecznym.

Tak, te badania robił CBOS, dotyczyły prestiżu zawodów, i faktycznie okazało się, że nawet politycy wypadli lepiej niż influencerzy.

Oczywiście, łatwo byłoby sięgnąć po spiskową teorię i wskazać, że Chińczycy podrzucili nam konia trojańskiego w postaci TikToka, aby długofalowo mieć z tego korzyści. Natomiast wydaje mi się, że jednak problem leży gdzie indziej. Bo proszę spojrzeć: jeśli w Chinach dzieci mogą korzystać z platformy tylko przez kilka godzin w tygodniu, to firmy te nie mają motywacji do takiego optymalizowania algorytmów, żeby utrzymywać te dzieci przed ekranem jak najdłużej. Po prostu czas i tak jest ograniczony. U nas, w sytuacji kiedy tego typu ograniczeń nie ma, platformie, która zarabia na reklamach, opłaca się podejmować działania przytrzymujące uwagę użytkownika jak najdłużej.

Czytaj więcej

Facebook i WhatsApp z dużymi zmianami. Kluczowa usługa rusza w końcu w Polsce

TikTok ma gigantyczną ilość danych o użytkowniku – każdy filmik, który wyświetli, daje platformie dane o treści, a jednocześnie ma sprzężenie zwrotne od użytkownika: czy obejrzał, czy przewinął po 3 czy 10 sekundach, czy obejrzał dwa razy. Takich sprzężeń zwrotnych jest bardzo dużo. Dzięki temu można bardzo dokładnie sprofilować użytkownika, widzieć jego słabości. Późniejsze podsunięcie mu treści, które go dłużej przytrzymają, to jest coś, pod co te algorytmy są optymalizowane. I to dotyczy zarówno TikToka, jak też YouTube’a. W książce Johna Doerra „Measure What Matters” jest casus dotyczący YouTube’a – autor pisze o tym, jak platforma zmieniła metryki i jak postanowiła maksymalizować czas spędzany przez użytkownika na oglądaniu filmów.

To może Europa powinna wprowadzić chiński model dostępu do internetu?

Potrzebujemy różnorakich działań, ale nie jest tak, że jakimś zakazem da się absolutnie wszystko załatwić. Niezwykle istotne wydaje się zwiększanie świadomości rodziców. Ci często cieszą się, jak dzieci korzystają z technologii. Ludzie mają poczucie, że technologie są ważne, że przyszłość będzie się na nich opierać, więc jak dzieci z nich korzystają, to jest dobrze. A to nie do końca tak działa. Większość dzieci nie potrafi korzystać z tych narzędzi w sposób instrumentalny, bardziej wykorzystuje je do rozrywki, zabijania czasu, co ma szereg negatywnych konsekwencji. Rodzice trochę sobie kupują w ten sposób święty spokój – można dać dziecku technologię i mieć więcej czasu dla siebie. Stąd trzeba uświadamiać ludzi, że to nie jest dobra droga.

Pojawiły się pomysły, by do mediów społecznościowych logować się za pomocą mObywatela. Co pan o tym sądzi?

Za takim rozwiązaniem z pewnością jest sporo argumentów. Problem dzieci to tylko jedna rzecz, z drugiej strony mamy przecież w internecie gigantyczną ilość hejtu, fake newsów, zachowań przemocowych, ale też również działań nacelowanych na manipulowanie opinią publiczną, co było szczególnie widoczne przy okazji wyborów prezydenckich. Liczba generowanych automatycznie przez lewe konta komentarzy czy reakcji nastawionych na podbijanie pewnych treści była gigantyczna. Z jednej strony uważam, że funkcjonowanie anonimowych przestrzeni w internecie ma sens i było niezwykle istotne, szczególnie w krajach, gdzie nie ma wolności słowa, ale z drugiej wprowadzenie w przestrzeni internetowej wymogu prawdziwych imion i zewnętrznego logowania może być słusznym krokiem. Zrobienie tego nie jest jednak proste, bo czy w przypadku logowania przez mObywatela państwo powinno mieć dane o tym, jak często odwiedzam Facebooka?

Zakładając, że udałoby się w Europie wprowadzić ograniczenia dla dostępu najmłodszych do mediów społecznościowych, jak wpłynie to na biznes? Należy spodziewać się odpływu reklamodawców z platform?

Przede wszystkim do niepełnoletnich reklam w ogóle powinno trafiać mniej. Poza tym platformy często mają dużo ograniczeń, jeśli chodzi o targetowanie reklam do niepełnoletnich odbiorców, co sprawia, że treści reklamodawców, poprzez zawyżanie wieku przez dzieci, trafiają do osób, do których de facto nie miały trafić. Tutaj jest sporo nieadekwatności, której reklamodawcy wcale nie chcą. Nie jest tak, że ta sytuacja, którą mamy w tej chwili, jest dla nich korzystna. Jeśli łączny czas spędzany na TikToku w sporej mierze jest właśnie czasem spędzanym przez te młodsze dzieci, to takie nieświadome docieranie do nich wcale niekoniecznie jest z perspektywy reklamodawców na rękę.

Czyli zakaz mediów społecznościowych dla dzieci dla samych reklamodawców nie byłby wcale bolesny?

Tak sądzę. Ale byłaby to już bolesna zmiana dla samych platform.

Jak bardzo?

Nie ma danych mówiących o udziale przychodów reklamowych platform z reklam kierowanych do młodszych użytkowników. Można próbować szacować, ponieważ z danych Mediapanel wynika, że dzieci w wieku 7–14 lat odpowiadają za ponad 30 proc. czasu spędzanego na platformie przez wszystkich polskich użytkowników. Więc z pewnością w grze są duże pieniądze.

Wynalazek mapy zmienił sposób myślenia i działania ludzi względem przestrzeni. Wynalezienie druku i upowszechnienie książek spowodowało, że ludzie zaczęli więcej czasu poświęcać na czytanie, które było czynnością w oderwaniu od zewnętrznych bodźców skupieniem się przez dłuższy czas na jednej rzeczy. Ta umiejętność koncentracji była kluczowa do powstania współczesnej nauki. W tej chwili ludzkość znalazła się jednak na etapie, w którym technologie i skrótowość mediów prowadzą do tego, że te umiejętności po prostu tracimy.

Platformom zależy na możliwie jak najwcześniejszym przyciągnięciu użytkowników. I jeśli dzieci zaczynają korzystać z TikToka przed 13. rokiem życia, to można mieć pewność, że YouTube też nie będzie chciał takich użytkowników odpuścić. Facebook przez jakiś czas pilnował wieku i skończyło się na tym, że najmłodsi częściej rozpoczynali swoją przygodę z mediami społecznościowymi od takich aplikacji jak Snapchat czy właśnie TikTok. Dziś już nikt nie chce popełnić takiego „błędu”. Są, co prawda, robione rozwiązania dedykowane dla dzieci, jak YouTube Kids czy Messenger Kids, choć ten ostatni nie został wprowadzony w Europie. I nie jest to za bardzo w interesie samych platform.

A czy w ogóle jest potrzeba przyzwyczajania dzieci poniżej 13. roku życia do mediów społecznościowych, nawet w wersji „kids”?

Są różnego rodzaju korzyści z korzystania z technologii, to nie są tylko zagrożenia. Ale widzę sens w tym, żeby w przypadku dzieci mocno ten dostęp ograniczać. W tym wczesnym wieku kształtuje się bowiem dużo ważnych umiejętności, a technologia implikuje skrótowość komunikacji, szybkie wzmocnienia pozytywne dostarczające dopaminę, co przekłada się na sposób myślenia i funkcjonowania. Skrótowe formy przekładają się na uproszczenia, problemy z koncentracją. Mnóstwo bodźców, które powodują rozproszenie, jak powiadomienia z komunikatorów, serwisów, e-maile, sprzyjają zaburzeniom uwagi. I badania pokazują, że młodzież ma z tym coraz większy problem.

Wpływ technologii na ludzi często jest złożony i dość subtelny. Np. wynalazek mapy zmienił sposób myślenia i działania ludzi względem przestrzeni. Wynalezienie druku i upowszechnienie książek spowodowało, że ludzie zaczęli więcej czasu poświęcać na czytanie, które było czynnością w oderwaniu od zewnętrznych bodźców skupieniem się przez dłuższy czas na jednej rzeczy. Ta umiejętność koncentracji była kluczowa do powstania współczesnej nauki. Zdaniem części badaczy w tej chwili ludzkość znalazła się jednak na etapie, w którym technologie i skrótowość mediów prowadzą do tego, że te umiejętności po prostu tracimy.

CV

Dominik Batorski

dr hab., socjolog internetu, data scientist i ekspert w analizie danych. Pracuje w Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego (UW), gdzie bada wpływ technologii informacyjno-komunikacyjnych na zmiany społeczne i gospodarcze. Współautor badań „Diagnoza społeczna” i „Cyfrowa gospodarka”, od lat zajmuje się analizą big data, wykorzystując dane z serwisów internetowych i firm telekomunikacyjnych.

Dziewczynki w wieku 7–14 lat spędzają średnio prawie dwie doby miesięcznie, aktywnie korzystając z TikToka. Z badań internetu przeprowadzonych przez PBI/Gemius wynika, że w sumie ponad 2 mln użytkowników tej platformy w Polsce to właśnie dzieci między 7. a 14. rokiem życia. To blisko 65 proc. tej grupy wiekowej. Te dane zatrważają. Trzeba bić na alarm?

Zdecydowanie. Od lat przyglądam się statystykom TikToka w Polsce i dotychczas około 11, a teraz już nawet 12 mln osób w naszym kraju regularnie używa tej platformy. Średni czas korzystania na użytkownika wynosił dotąd około 24 godzin miesięcznie, ale teraz, gdy przyjrzymy się tym danym w rozbiciu na kategorie wiekowe, widać wyraźnie, że to tak naprawdę dzieci i młodzież w największym stopniu „wyrabiają” te godziny.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Nvidia znów najwięcej wartą spółką na świecie. Mimo zamknięcia rynku chińskiego
Biznes
Szczyt NATO, zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach i nowy podatek bankowy
Materiał Promocyjny
Z pieluszek produkowanych w warszawskiej fabryce Procter & Gamble korzystają miliony dzieci na całym świecie
Biznes
Komórkowa sieć robi rewolucję. Wycofała tańsze abonamenty. Jest coś w zamian
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Biznes
Podcast "Twój Biznes": Zawieszenie broni na Bliskim Wschodzie, reformy w Niemczech i plany Enei