Jak podał w środę GUS, tzw. bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej, który odzwierciedla oceny i oczekiwania gospodarstw domowych, dotyczące ich sytuacji finansowej oraz stanu gospodarki, a także skłonność konsumentów do dokonywania ważnych zakupów, wzrósł we wrześniu do minus 44,2 pkt z minus 44,9 pkt w sierpniu, gdy był najniżej w historii badań GUS. Jednocześnie ostro, z minus 30,8 pkt do minus 33,2 pkt (to najniższy poziom od maja 2020 r., gdy gospodarka była paraliżowana restrykcjami związanymi z Covid-19), spadł tzw. wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej. Przyczynił się do tego gwałtowny spadek wskaźnika pewności zatrudnienia, który – jak zauważył Grzegorz Ogonek, ekonomista z Santander Bank Polska – do tej pory był zaskakująco stabilny i nie reagował na rosnące prawdopodobieństwo recesji. Na nastroje gospodarstw domowych wpływała negatywnie najwyższa od ćwierćwiecza inflacja, ale nie obawy o utratę pracy.
Tylko to, co potrzebne
Pesymizm konsumentów już skutkuje spadkiem popytu na dobra trwałego użytku. W sierpniu sprzedaż samochodów zmalała realnie o 6,8 proc. rok do roku (po 15,1 proc. w lipcu), a sprzedaż mebli oraz sprzętu RTV i AGD o 2,8 proc. (po zniżce o 5,3 proc. miesiąc wcześniej). Szukanie oszczędności widać też na stacjach benzynowych. W sierpniu realna sprzedaż paliw zmalała o 14,2 proc. rok do roku, nawet bardziej niż w lipcu (13,8 proc.), choć ceny nieco zmalały względem lipcowego szczytu. Solidnie rośnie w zasadzie tylko popyt na dobra pierwszej potrzeby. Sprzedaż żywności i napojów wzrosła w sierpniu o 7,4 proc. rok do roku, sprzedaż kosmetyków i farmaceutyków o 13,7 proc., a sprzedaż odzieży i obuwia o 8,4 proc.
– Taka struktura sprzedaży wskazuje, że to napływ uchodźców z Ukrainy zapewnia w Polsce wzrost wolumenów handlowych, a przeciętny krajowy konsument najprawdopodobniej ogranicza wydatki ze względu na spadającą realną siłę nabywczą dochodów oraz wysoką niepewność – ocenia Urszula Kryńska, ekonomistka z PKO BP.
Statystyka sprzedaży detalicznej obejmuje tylko sklepy zatrudniające co najmniej dziesięć osób i nie uwzględnia usług. Tymczasem, jak zauważyli ekonomiści z mBanku, pesymizm konsumentów prawdopodobnie bardziej uderza w popyt na usługi. To oznacza, że wyniki sprzedaży detalicznej mogą nie oddawać tego, jak mocno hamuje wzrost szeroko rozumianej konsumpcji, który jeszcze w II kwartale wyniósł realnie 6,4 proc. rok do roku, minimalnie mniej niż w I kwartale.
Grzegorz Ogonek zwraca uwagę, że pewnym wsparciem dla popytu mogą się okazać działania rządu, zmierzające do zamrożenia cen energii dla gospodarstw domowych. To samo można powiedzieć o znaczącej podwyżce płacy minimalnej od stycznia. Efekty będzie jednak widać dopiero w 2023 r.
Technicznej recesji uda się na razie uniknąć?
Sierpniowe wyniki sprzedaży detalicznej (wzrost o 1,6 proc. w stosunku do lipca) wpisują się w całą serię lepszych od oczekiwań ekonomistów danych dotyczących koniunktury w polskiej gospodarce w II kwartale. We wtorek GUS podał, że produkcja sprzedana przemysłu po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych wzrosła o 0,7 proc. wobec lipca, gdy też wzrosła po trzech z rzędu zniżkach. W środę okazało się, że o 1,1 proc. w stosunku do lipca zwiększyła się produkcja budowlano-montażowa. – W przemyśle, handlu i budownictwie odnotowaliśmy skumulowany wzrost aktywności (oczyszczonej z wpływu czynników sezonowych) w okresie lipiec–sierpień, co oznacza, że najprawdopodobniej w III kwartale nie dojdzie do spadku odsezonowanego PKB – ocenia Krystian Jaworski, ekonomista z Credit Agricole Bank Polska. Druga z rzędu kwartalna zniżka PKB, po spadku o 2,1 proc. w II kwartale, oznaczałaby początek tzw. technicznej recesji. Wielu analityków podkreśla jednak, że tego scenariusza nie należy jeszcze przekreślać, bo PKB w dół pociągnąć może spadek zapasów w firmach.