Napaść zbrojona Rosji na Ukrainę spowodowała wybuch paniki wśród wielu kierowców, czego objawem były kolejki na polskich stacjach i czasowe braki paliw. Czy taka sytuacja może się powtórzyć?
Nasze zapasy paliw były i są wystarczające. Pod tym względem nie było żadnego problemu. Wybuch wojny spowodował wśród kierowców panikę. Zaczęli masowo tankować samochody, napełniać kanistry i inne pojemniki. Sprzedaż paliw na naszych stacjach wzrosła skokowo nawet o 400 proc. To poziom, którego nie notowaliśmy w historii Orlenu. Pewnym ograniczaniem była więc tylko logistyka. Na bieżąco jesteśmy w stanie zapewnić dostawy do stacji, które zaspokoją popyt wyższy od standardowego o 150 proc. Dlatego w tej sytuacji musieliśmy ograniczyć możliwość tankowania do 50 litrów dla aut osobowych, tak aby udrożnić stacje i by wszyscy kierowcy mogli zatankować. Co więcej, niektóre stacje postanowiły na tym skorzystać mocno zawyżając ceny. To spowodowało, że z kilkoma z nich, działającymi pod naszym szyldem, rozwiązaliśmy umowę. Panika nie wzięła się jednak znikąd. Była następstwem hejtu i działania internetowych trolli. Zidentyfikowaliśmy ich konta i przekazali odpowiednim służbom, które teraz zajmują się tą sprawą. Mogę zapewnić, że robimy wszystko, aby nawet chwilowe braki na naszych stacjach nie miały miejsca. W tym celu m.in. mocno inwestujmy w tabor do przewozu paliw, a nawet pozyskujmy go z krajów ościennych.
Czytaj więcej
Do końca tego roku zakończymy import węglowodorów z Rosji. Najszybciej węgla z Rosji, bo już na przełomie kwietnia i maja. Ropę z tego kierunku pożegnamy do końca roku. Podobnie jak gaz, dla którego alternatywą będzie LNG i gaz z Norwegii.
Rosjanie niszczą zapasy paliw na Ukrainie. Czy Orlen jest w stanie w jakikolwiek sposób pomóc poprawić trudną sytuację na tamtejszym rynku?
Jestem rozsądnym menadżerem. Nie będę wypowiadał się na temat współpracy z Ukrainą. Uważam, że trzeba pomagać, ale niekoniecznie się tym chwalić. Nie róbmy tego na pokaz, bo to jest nieodpowiedzialne.