Australijski minister finansów Simon Birmingham bronił decyzji premiera Scotta Morrisona o rezygnacji bez uprzedzenia z francusko-amerykańskiego programu budowy okrętów przez francuską stocznię wojskową Naval Group, Lockheeda Martina i wyspecjalizowane firmy australijskie - pisze dziennik „La Tribune”.
To maksymalny koszt zerwania kontraktu, który bardzo popsuł stosunki dwustronne. Australijscy wojskowi przyznają, że to wygórowana cena rezygnacji z tych okrętów. Australijczycy wybrali Brytyjczyków (BAE Systems) i Amerykanów do ich dostarczenia w ramach nowego paktu AUKUS.
Czytaj więcej
Australia ogłosiła rezygnację z kontynuacji programu budowy konwencjonalnych okrętów podwodnych typu Attack. Jednocześnie zacieśnia trójprzymierza AUKUS, czego efektem ma być m.in. lokalna budowa „co najmniej” ośmiu okrętów podwodnych z napędem jądrowym.
- Czy australijscy podatnicy będą musieli zapłacić 5,5 mld dolarów za okręty, których nie będzie? - zapytała Penny Wong, opozycyjna senator podczas wysłuchania w tej sprawie w Canberze. Wiceminister obrony Tony Dalton odpowiedział, że ostatecznie wynegocjowane uregulowanie tej sprawy będzie mieścić się w granicach tej ceny. Dokładna nie jest jeszcze znana, bo trwają rozmowy z Naval Group. Jeśli Australijczykom udadzą się, to ostateczna cena może wynieść 5,1 albo 5,2 mld. Za wcześnie jeszcze na dzielenie tej sumy na przewidywanych wykonawców tamtego kontraktu.
Obecnie trwają rozmowy dotyczące pokrycia przez Australię kosztów prac niezbędnych do ostatecznego zakończenia programu uruchomionego w 2016 r. Francuska stocznia ma przedstawić makiety okrętów i próbki stali, aby można było zamknąć program w końcu czerwca. Australia wydała dotąd na to 840 mln euro, Naval Group dostała z tego 300 mln. Trwa ustalanie kosztów zwolnienia 300 pracowników australijskich, także kosztów dostawców materiałów i usług. Nie wiadomo jeszcze, ile pieniędzy zażądają Amerykanie i australijska stocznia.