W 2015 r. cała sprzedaż wyniosła 503 tys. i uznano, że był to ogromny sukces. Rzeczywiście był, ale wszędzie poza Chinami, gdzie udało się sprzedać jedynie 83 tys. aut. – Teraz mamy trzy duże fabryki w Chinach. Będziemy w stanie wyprodukować więcej aut. Na niektóre modele Volvo w Europie trzeba czekać nawet trzy–cztery miesiące. To hamuje sprzedaż – mówi Li Shufu.
Kilka tygodni temu zadebiutowała nowa marka Volvo/Geely – Lynk & Co. Kapitał jest chiński – z Geely, ale w zarządzie Europejczycy – między innymi były prezes General Motors Europe i Opla Carl Peter Forster.
Szwedzki tygrys niczym brat
Li Shufu tuż po kupieniu Volvo za 1,1 mld euro i deklaracji zainwestowania w tę markę 11 mld dol. był atakowany, że zepsuje wizerunek Volvo, że pójdzie w ilość, co zniszczy jakość. Zarzekał się, że marka Geely nie będzie wpływała na Volvo. Nękany przez media zapewniał, że dla niego Volvo jest jak tygrys, który musi zostać we własnym środowisku, czyli w Szwecji. – Nikt nie powinien przenosić tygrysa do zoo, bo to nie jest jego naturalne otoczenie – mówił. – Nie ma takiej możliwości, żeby Geely rządził. Żeby był ojcem dla Volvo. Geely i Volvo będą jak bracia. Volvo to Volvo, a Geely to Geely. Volvo jest marką z segmentu premium, a Geely to auta popularne. O co tutaj chodzi. Volvo jest niezależne od Geely – złościł się. Nie ukrywał jednak, że Geely będzie się od Volvo uczył. Jakości, bezpieczeństwa, technologii i wydajności pracy. I przyznał, że Chińczycy pracują w Centrum Badań i Rozwoju Volvo w Szwecji.
Prezes Geely jednak miał własny pomysł na wykorzystanie Volvo do budowy chińskiej motoryzacji. Nie odpowiadał mu model wymyślony przez władze, że zagraniczna firma motoryzacyjna może przejąć jedynie do 50 proc. udziałów w firmie chińskiej. – W ten sposób powstała banda rozhukanych bachorów, chińskich producentów, którym wszystko wolno – mówił w zeszłym roku. – To nasze fabryki muszą być pod wpływem siostrzanych firm z zagranicy.
Złoty tron zamiast kanapy
Li Shufu urodził się w 1963 roku w górskiej wiosce Taizhou w Chinach. Skończył liceum, potem Uniwersytet Yanshan. Jego pierwsza praca to fotografowanie ludzi spacerujących po parku. Za tak zarobione pieniądze kupił rower, potem założył mały warsztat naprawiający lodówki i drugi –produkujący komponenty do nich. W 1994 roku zabrał się za produkcję motocykli, przejął bankrutującą fabrykę i po restrukturyzacji zmienił ją w doskonale prosperujące przedsiębiorstwo, bo trafił na moment, kiedy Chińczycy zaczęli przesiadać się z rowerów na motory. W trzy lata później zabrał się za produkcję aut, bo Chiny zaczęły rozwijać się szybciej i błyskawicznie rósł popyt na auta. Geely (po mandaryńsku – szczęśliwy) nie uniknął chińskiej choroby – kopiowania zachodnich modeli, jak chociażby Rolls-Royce Phantoma, który zamiast tylnej kanapy miał złoty tron i chętnie pokazywał to auto na targach motoryzacyjnych w Chinach. Ale z czasem Geely „dorastał", jego auta stały się bezpieczniejsze i przestały być bezczelną kopią konkurencji.
Porównywany jest do Henry'ego Forda. Obydwaj wychowali się na wsi i doszli do wniosku, że bardziej niż praca na roli interesuje ich biznes i motoryzacja. Jednak Henry Ford w miarę tego, jak stawał się coraz bogatszy, robił się nieprzystępny i zgryźliwy. Li Shufu jest sympatyczny, otwarty i cały czas ma minę łobuziaka. Nie epatuje bogactwem, a jego hobby to pisanie wierszy. Na swojej stronie internetowej opublikował ponad 30 utworów, a jeden z nich został wyhaftowany na dywanie, którym wyłożona jest podłoga w sali recepcyjnej siedziby Geely w Hangzhou pod Szanghajem.