Wicepremier Dmitrij Kozak w trybie nagłym spotkał się z szefami największych koncernów paliwowych Rosji. Koncerny paliwowe na prośbę rządu Rosji zgodziły się przez miesiąc nie podnosić cen. W zamian rząd obniżył akcyzę na paliwa z dniem 1 czerwca.
Powodem spotkania była krytyczna sytuacja na rosyjskim rynku paliw. Od początku roku benzyny podrożały w Rosji średnio o 7,3 proc.; olej napędowy o 7,9 proc.. W Moskwie podwyżki były jeszcze większe - o 8,6 proc.
Tylko w ciągu dwóch ostatnich tygodni benzyna podrożała o 1,5 rubla, pisze agencja Nowosti. Benzyna tzw. niebieska (nie ma jej już w Europie) An-92 kosztuje 46 rubli (2,73 zł) a An-95 - 48 rubli. Takiej sytuacji nie było w Rosji od dawna. Uzasadnionych powodów do takich podwyżek nie ma, bowiem Rosja ma dość własnej benzyny i oleju, by nie importować go po wysokich cenach.
Czysto ekonomiczny problem, stał się sprawą polityczną, bowiem w kraju rozpoczęły się protesty. Na ulice wyszli kierowcy w Omsku, Dagestanie, Nowosybirsku. W ten weekend ludzie będą protestować w Stawropolu, Bracku, Irkucku. Takich ruchów społecznych Kreml obawia się najbardziej.
Stąd list Rady Federacji (wyższa izba parlamentu Rosji) do resortu finansów o szybką reakcję i powstrzymanie wzrostu cen paliw. Duma z kolei wystąpiła do Federalnej Służby Antymonopolowej o sprawdzenie czy koncerny nie uczestniczą w zmowie cenowej. FSA natychmiast skierowała do Rosneft żądanie zwiększenia produkcji paliw na kraj i ograniczenia eksportu. Według służby to Rosneft odpowiada za podwyżki na rosyjskich stacjach. Koncern ma bowiem największy udział w spadku produkcji na rynek krajowy, a tym samym tworzeniu deficytu. Koncern kierowany przez Igora Sieczina chce maksymalnie wykorzystać koniunkturę na świecie i eksportować jak najwięcej ropy. Rosneft jest poważnie zadłużony i musi zarabiać na spłatę długów, a ceny paliw w Rosji zawsze były bardzo niskie.