– Akcja ratunkowa formalnie skończyła się o godz. 12.15, gdy ciało górnika zostało przetransportowane do tzw. bazy pod ziemią – mówi „Rzeczpospolitej” Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia Rydułtowy-Anna, gdzie w środę rano doszło do wstrząsu o sile ok. 2,5 w skali Richtera i zawału.
Na powierzchni czeka najbliższa rodzina mężczyzny, dyrekcja kopalni i jego koledzy-górnicy (w rejonie wstrząsu wraz z nim było 6 innych górników, z których czterech zostało lekko rannych).
– Rodzina górnika jest pod opieką naszych psychologów – mówi Madej. Z informacji „Rz” wynika, że w poniedziałek na miejscu tragedii ponad 1000 m pod ziemią rozpocznie się wizja lokalna nadzoru górniczego. Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku, a także eksperci z Kompanii Węglowej mają wyjaśnić przyczyny katastrofy.
„Rz” jako pierwsza ujawniła, że górnicy znajdowali się w strefie szczególnego zagrożenia, gdzie nie powinno być ludzi – według Kompanii Węglowej tylko górnik, który zginął znajdował się w niedozwolonym miejscu. Dlaczego? To wyjaśni komisja.
Według Zbigniewa Madeja kopalnia dochowała wszelkich zasad bezpieczeństwa, i to nawet bardziej, niż wymagał nadzór górniczy. – Z tej ściany pozwolono nam wydobywać 2 tys. ton na dobę, a wydobywaliśmy nieco ponad 800 ton – mówi Madej.