Wstrząsowi odpowiadającemu około 2,4 stopniom w skali Richtera towarzyszył zawał skał w położonym na poziomie 1000 metrów chodniku przyścianowym, na długości około 35 metrów. W pobliżu znajdowało się siedmiu górników. Jeden z nich zginął. Ciało wydobyto na powierzchnię w sobotę, po trzech dobach akcji ratowniczej.
Zasypany górnik w chwili tąpnięcia przebywał w strefie szczególnego zagrożenia tąpaniami, a nie powinien był tam się znajdować - jak ujawniła w dzień wypadku "Rzeczpospolita". Dlaczego tam się znalazł - ma wykazać dochodzenie nadzoru górniczego. Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie prowadzą przedstawiciele Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku.
- W wizji lokalnej wezmą udział dwa zespoły. Jeden poprowadzi dyrektor OUG w Rybniku, drugi - jego zastępca. Chodzi o to, aby zgromadzić jak najwięcej materiału dowodowego i mieć jak najlepszy ogląd całej sytuacji. Jedna z grup zjechała już pod ziemię - podała Jolanta Talarczyk, rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach.
- Eksperci sprawdzają, jaki jest stan bezpieczeństwa w tym rejonie. Wiemy, że jest on zły, bo jedno wyrobisko jest zawalone, ale trzeba zobaczyć, jaki jest stan obudowy w pozostałych częściach wyrobisk tego rejonu ściany; jak wygląda sama obudowa tej ściany i pozostałe wskaźniki zagrożeń naturalnych – mówi Grzegorz Juzek, wicedyrektor wyjaśniającego przyczyny i okoliczności wypadku Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. - Chcemy udzielić odpowiedzi (...), jakiego rodzaju roboty i czy w ogóle w tym zagrożonym rejonie mogą być wykonywane.
"Dziennik Zachodni" sugeruje dziś, że zmarły 40-letni górnik prawdopodobnie chciał skrócić sobie drogę o jakieś dwa kilometry i dlatego znalazł się w strefie szczególnego zagrożenia.