Obiecał też, że na jego półkach sklepowych pojawi się więcej towarów z napisem „Made in USA". Oferta dla kombatantów ma także na celu poprawę wizerunku Wal-Martu, który w ostatnich latach był bardzo krytykowany za złe traktowanie pracowników, w tym m.in. zatrudnianie ich w niepełnym wymiarze godzin i oszczędności na dodatkowych świadczeniach, takich jak ubezpieczenie zdrowotne.

Ten sam cel przyświeca też deklaracji Wal-Martu o przeznaczeniu dodatkowych 50 mld dol. w ciągu najbliższych 10 lat na promocję amerykańskich produktów. Według planów przedstawionych w Nowym Jorku przez dyrektora wykonawczego Wal-Martu Billa Simona jego firma może na przestrzeni najbliższych pięciu lat zatrudnić nawet 100 tys. osób, które w ciągu 12 poprzednich miesięcy odeszły lub zostały z honorami zwolnione ze służby wojskowej. Podwoiłoby to liczbę weteranów pracujących dla Wal-Martu do 200 tys.

– Nie każdy powracający weteran chce pracować w handlu. Ale każdy, który by tego chciał, znajdzie u nas swoje miejsce – zapewnił Simon. Bezrobocie wśród kombatantów wynosi obecnie 10,8 proc. i jest dużo wyższe od średniej krajowej (7,8 proc.).

Jednak warunki finansowe, jakie oferuje Wal-Mart, nie są zbyt atrakcyjne. Średnie godzinowe wynagrodzenie w sieci sklepów wynosi 12,57 dol. Daje to rocznie 26,1 tys. dol., niewiele powyżej federalnego progu ubóstwa wyznaczonego na poziomie 23,05 tys. dol. Tymczasem zawodowy wojskowy (nieoficer) z ośmioletnim stażem może liczyć na 45,6 tys. dol. rocznie.

Żołd żołnierza ze stażem krótszym niż 2 lata wynosi średnio 18,2 tys. dol. rocznie, ale armia pokrywa koszty zamieszkania, wyżywienia, opieki medycznej i dodatkowe kieszonkowe.