– Rolnicy nazywają zakłady azotowe mafią nawozową. Sprawdzano nawet, czy podwyżki nie są wynikiem zmowy cenowej. A my nie mamy wyjścia. Koszt gazu to ok. 40 proc. ceny finalnej naszych produktów. Jeśli PGNiG podniesie ceny, my też będziemy musieli to zrobić – przekonuje Sabina Nowosielska, członek zarządu Zakładów Azotowych Kędzierzyn.
PGNiG liczy na wprowadzenie podwyżki od 1 kwietnia. Aby tak się stało, musi do poniedziałku porozumieć się z Urzędem Regulacji Energetyki. Spółka początkowo chciała podnieść ceny o ok. 34 proc., zmniejszyła jednak oczekiwania do 28 proc. Według URE to nadal za dużo. Także firmy chemiczne nie biorą pod uwagę aż tak dużego wzrostu.
– W prognozie założyliśmy wzrost cen gazu od 1 marca o 7 proc. Z kolei analitycy i eksperci sugerują możliwość podwyżki na poziomie 10 – 15 proc. – mówi Grzegorz Kulik z ZA Puławy.
– Mamy świadomość, że podwyżka będzie znaczna. Jeśli gaz podrożeje o nie więcej niż połowę tego, o ile wnioskuje PGNiG, to będzie sukces. Dla nas oznacza to oczywiście sporą zwyżkę kosztów. Ale nie wszystko przerzucimy na klienta, część weźmiemy na siebie – mówi „Rz” Jerzy Marciniak, który w miniony wtorek został wybrany na prezesa Azotów Tarnów. Od dziś oficjalnie pełni tę funkcję.
Marciniak zapewnia, że spółka ma kilka pomysłów, jak zrekompensować sobie dodatkowe koszty. Pierwszy to modernizacja instalacji, tak by zużywały mniej gazu. Kolejnym jest pozyskiwanie surowca ze źródeł lokalnych. Wymaga to jednak czasu i pieniędzy, co oznacza, że nie od razu spółka będzie mogła sobie poradzić ze wzrostem cen gazu. Może się to okazać sporym problemem, ponieważ w czerwcu ma wejść na giełdę.