– Rozpoczęcie działalności gospodarczej w Chinach nie jest łatwe, ale w dłuższej perspektywie opłacalne – zapewnia Andrzej Bolesta, szef wydziału ekonomicznego polskiej ambasady w Pekinie.
Wśród głównych przeszkód są skomplikowana procedura administracyjna i sprzeczne przepisy – krajowe różnią się od tych obowiązujących w poszczególnych regionach. – One nie muszą mieć zgody Pekinu na inwestycje poniżej 100 mln dolarów – wyjaśnia Bolesta. Jak dodaje, to właśnie na mniejszych miastach, w których mieszka kilka milionów ludzi, powinna się skupić uwaga polskich przedsiębiorców. – W regionach centralnych i zachodnich Chin, tam gdzie nie ma jeszcze zbyt dużo inwestycji zagranicznych, można uzyskać ulgi podatkowe lub okresowe zwolnienia – dodaje.
Na przychylność chińskich władz mogą liczyć również ci przedsiębiorcy, którzy wraz z produkcją przynoszą do Państwa Środka nową myśl techniczną. Na razie korzystają na tym Niemcy, których koncerny samochodowe umiejscowiły się właśnie w Chinach.
Jak twierdzą polscy dyplomaci, sporo trudności naszym biznesmenom przysparzają różnice kulturowe i językowe. A o tłumaczy polskiego w Chinach trudno. – Kiedy pięć lat temu kończyłem polonistykę, nie mogłem znaleźć pracy, teraz ciągle mam nowe propozycje – mówi Chińczyk po polonistyce i prywatny przedsiębiorca.
Sposobem na zaistnienie na chińskim rynku jest założenie własnego przedstawicielstwa albo spółki joint venture z chińskim partnerem. – Ostatni sposób jest ryzykowny. Trzeba wkalkulować ryzyko nieuczciwości – przyznaje Bolesta.