– Wydaje mi się, że nie dojrzałam jeszcze do tego stanowiska, nie wiem, czy sobie z tym poradzę – jeśli słyszę takie opinie, to najczęściej od kobiet – mówi Marta Kowalska-Marrodan z firmy Egon Zehnder Int., która specjalizuje się w executive search, czyli obsadzaniu najwyższych stanowisk. A te, nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach Europy i w USA, są zdominowane przez mężczyzn.
Z tegorocznego raportu pozarządowej organizacji European Professional Women’s Network i Egon Zehnder Int. wynika jednak, że udział kobiet we władzach największych europejskich firm powoli rośnie. – Bardzo powoli – tonuje Mirella Visser, szefowa organizacji. Zwraca przy tym uwagę na coraz większe różnice między krajami – zwłaszcza tymi z południa i północy kontynentu.
Kobiety zajmują dziś prawie co dziesiąte ze stanowisk w zarządach i radach nadzorczych dużych przedsiębiorstw (przed dwoma laty miały 8,5-proc. udział). Jak jednak podkreśla EPWN, jest to głównie efekt awansu pań w krajach skandynawskich. Przede wszystkim w Norwegii, gdzie kobiety stanowią już 44 proc. władz tamtejszych firm. Przyczyniły się do tego regulacje prawne, które wymuszają 40-proc. udział kobiet wśród dyrektorów spółek.
W innych krajach ten odsetek jest wciąż dużo niższy – zwłaszcza we Włoszech i Portugalii (odpowiednio 2 proc. i 1 proc.). W Niemczech i we Francji udział w korporacyjnych władzach zbliża się do 8 proc.
Na tym tle Polska nie wygląda źle. Jak wynika z danych firmy doradczej Hay Group, kobiety to jedna piąta zarządów dużych firm ( większości z kapitałem zagranicznym). Na stanowiskach prezesa udział pań spada jednak do niespełna jednej dziesiątej. Na tegorocznej Liście 500 „Rz”, gdzie ponad połowa firm to spółki z rodzimym kapitałem, na fotelu prezesa jest tylko 13 kobiet, czyli niespełna 3 proc. To dwukrotnie mniej niż w ubiegłym roku.