Chevy tahoe, ford escape i chrysler aspen nadal stoją w Greater Grace Temple. Bo dopóki GM, Ford i Chrysler nie dostaną pieniędzy, trzeba się modlić jak najbardziej żarliwie – mówi Charles Ellis, który zarządza tą parafią.
Na mszę za Detroit przyszło kilka tysięcy wiernych, więcej niż kiedykolwiek przedtem. Za wielką trójkę i przyszłość fabryk samochodowych w stanie Michigan modlili się w swoich świątyniach Żydzi i muzułmanie. Doskonale wiedzą, że bankructwo którejś z nich przyniesie efekt domina i pracę stracą wszyscy, niezależnie od tego, kto w co wierzy.
– Nie wszyscy mieszkają na Wall Street, nie wszyscy mieszkają na wielkich ulicach amerykańskich metropolii. W Ameryce zginęła już klasa średnia, została już tylko klasa pracująca i za nią musimy się modlić – mówił Ellis w kazaniu.
Teraz możemy jedynie się modlić o stan umysłu tych, którzy nami rządzą. Niech tylko myślą logicznie. Niczego więcej od nich nie chcemy. Przecież nie możemy im powiedzieć, co mają robić – mówił Ellis „Rz” dokładnie w momencie, kiedy w Waszyngtonie Izba Reprezentantów spierała się o pomoc dla amerykańskiej motoryzacji. Kongres i Izba Reprezentantów z oporami, ale zatwierdziły pomoc. Senat jednak był innego zdania i projekt przepadł.
Michelle McDade, uczestniczka mszy za Detroit, nie może zrozumieć, jak to jest, że kiedy Kongres przyznawał 700 mld dolarów sektorowi finansowemu, żadnego z prezesów banków nie pytano, jak wyda te pieniądze, żadnemu z nich też nie zakazywano latać prywatnymi samolotami, a prezesów koncernów samochodowych wielokrotnie publicznie upokarzano. Dlaczego bankierom nie narzuca się wszechwładnego „cara”, który blokowałby złe decyzje? Jak to jest, że najbardziej winni nieszczęścia dostają wszystko w ekspresowym tempie, a pomoc dla motoryzacji napotyka ciągle jakieś przeszkody. Jej ojciec pracował w GM 30 lat. Jej matka utrzymuje się dzisiaj z wdowiej emerytury, takiej samej, jaką otrzymywał ojciec, a wypłaca ją nadal General Motors.