– Dopiero teraz odebrałem forda ka, którego zamówiłem w lutym. A samochód miał być jeszcze w marcu – żali się klient warszawskiego dilera Auto Plaza. Sprzedawcy rozkładają ręce: trzeba czekać, bo popyt na małe auta zwiększył się kilkukrotnie. – Wszystko na pniu wykupują Niemcy – tłumaczą.
Kto dziś zdecyduje się na kupno małego samochodu, będzie mocno zaskoczony. Choć motoryzację gnębi kryzys, salony odprawiają chętnych z kwitkiem. Zwłaszcza tych, którzy chcieliby kupić małe auta produkowane w polskich fabrykach – fiaty panda i 500 czy fordy ka. Jeszcze kilka miesięcy temu można je było odbierać niemal od ręki.
[wyimek]25 tys. aut kupionych w polskich salonach trafiło w pierwszym półroczu 2009 r. do klientów za granicą[/wyimek]
Natarcie zza Odry na polskie salony ruszyło po wprowadzeniu przez niemiecki rząd dopłat za złomowanie wyeksploatowanych aut. Kto oddaje stary samochód, dostaje przy kupnie nowego premię w wysokości 2,5 tys. euro. Nic więc dziwnego, że gdy złoty na początku roku dramatycznie się osłabił, korzystny przelicznik zadziałał na Niemców jak magnes.
Jeszcze wiosną u poznańskiego dilera Forda – w firmie Auto Watin – Niemcy stanowili większość klientów. Teraz jedną trzecią. Ale i tak na produkowanego w Tychach forda ka trzeba czekać nawet do stycznia. Niewiele krócej, bo do grudnia, czeka się na nieco większą fiestę. – Mamy także chętnych z innych krajów objętych dopłatami, np. z Holandii czy Wielkiej Brytanii – mówi Anna Orłowska z Auto Watin.