Rząd, szukając w lutym oszczędności, uciął drogownictwu 9,7 mld zł. Brakująca kwota ma pochodzić z emisji obligacji, ale możliwość jej pozyskania może się okazać problematyczna po wycofaniu się z – kontrowersyjnego zresztą – pomysłu przymusu OFE do ich wykupienia. Jednak stan zaawansowania projektów drogowych wskazuje na nierealność wydatkowania w tym roku zapisanych w programie drogowym 31 mld zł. Trzeba natomiast oddać rządowi, że kombinował jak mógł w sprawie sposobów i źródeł pozyskania zabranej kwoty.
[wyimek]Jeżeli rząd nie poczuwa się do troski o stan infrastruktury kolejowej, należy zredukować utrzymywaną przez PLK długość linii kolejowych z 19 do 12 tys. km[/wyimek]
Niestety, planowane cięcia inwestycji w infrastrukturze kolejowej zainteresowania rządu nie wzbudziły. Z jednej strony mamy więc tezy „Raportu Polska 2030” i zapowiedzi sposobów przezwyciężania trudności gospodarczych, gdzie inwestycje infrastrukturalne miały być czynnikiem wypełniającym lukę popytową, jaka – na skutek kryzysu – powstała na rynku budownictwa. Z drugiej – przeciągający się brak zleceń, co – jak wiadomo z doświadczenia lat ubiegłych – prowadzi do destrukcji potencjału specjalistycznych firm, którego odbudowa jest trudna i długotrwała.
[srodtytul]Skąd finansowanie[/srodtytul]
Z niezrozumiałych przyczyn zaniechano w przypadku kolejnictwa stworzenia mechanizmu kredytowania inwestycji kolejowych na zasadach analogicznych do drogownictwa (Krajowy Fundusz Drogowy). Minister infrastruktury opracował co prawda model zadłużenia Funduszu Kolejowego na 9 mld zł, ale napotkawszy opór ze strony resortu finansów, wstrzymał dalsze prace. Zarządca infrastruktury nie wykazuje też zainteresowania propozycjami wykonawców sfinansowania robót kredytem przez nich organizowanym i rozłożeniem zapłaty w czasie.