Pani Ola, przyklejona z kilkuletnią córeczką do bramy Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, odchodzi od zmysłów. – Ja nic nie wiem, nic nie wiem – powtarza w kółko. Od trzech godzin czeka na wieści o losie męża, ale do zgromadzonych przed szpitalem nikt nie wychodzi. Tu zostali przetransportowani najciężej ranni.[wyimek]ABW w maju otrzymała informację, że w kopalni zasłania się czujniki stężenia metanu [/wyimek]
W końcu o godz. 15 pod bramą szpitala pojawia się dr Marek Grabowski. Informacje są lakoniczne: – Hospitalizujemy 18 górników, mają od 40 do 90 proc. poparzeń ciała. Nic więcej powiedzieć teraz nie można.
– Chryste, to nieludzkie – łka pani Ola.
Wiesław Wcisło tego, czy syn żyje, a jeśli tak, to gdzie go odwieziono, nie może się dowiedzieć przez dwie godziny. Dzwoni po dyspozytorach kopalni, ale 23-letniego Rafała Wcisły nie ma na żadnej liście. Objeżdża wszystkie szpitale, w których leżą górnicy – Bytom, Chorzów, Tychy, Sosnowiec. Najciężej ranni trafiają do Siemianowic. W końcu okazuje się, że Rafała transportuje tu śmigłowiec.
Rafał przepracował w kopalni tylko rok. Ma się żenić, mieszka z narzeczoną.